Niezręczność jak źle zapięta koszula wystaje ze mnie dłuższym końcem. Nieokreślone niech będą moje wizje świtu. Przejaśnia się, dostrzegam widzialne, gniotąc w dłoniach gorącą żarówkę. Ze snu wymyka się trochę powietrza i kory, zdartej z podkurczonych we śnie drzew. Tworzę zmierzch.
Nigdy nie myślałam, że się urodzę. Nie wiem, w którym domu umrę, ani który pokój umrze we mnie jako pierwszy. Rozsyłam listy, choć nie umiem ich podpisać tak, by mogły do mnie wrócić.
Przejaśnia się, ty znowu pełna oziminy, widzisz w rzece cień.
|