Pastuszek Henryk- dwunastoletni chłopiec. Chudy, blond czupryna. Wielkie, niebieskie, rozmarzone oczy. Niezgrabne ruchy, jak u źrebaka. Zakochany w roślinach.
Pan Tomasz- ojciec Henryka. Rosły mężczyzna o potężnych dłoniach. Czerwona, przepita twarz pokryta wiecznym zarostem, który z jakiejś magicznej przyczyny nie potrafi stać się brodą. Nieczuły na piękno, brutalny i porywczy.
Stadko Gęsi- stadko gęsi. Sztuk piętnaście.
Wróbel Zwodziciel- szary wróbel, wysławiający się szachrajsko i sztucznie. Z jego mocnego głosu przebrzmiewa nieuczciwość intencji.
Biadolinka- żółta, mała kaczuszka. Piskliwy, dziewczęcy głosik.
Przyrodnik- młody mężczyzna. Członek Ligi Ochrony Przyrody. Posiada magiczną moc, która uprawnia go do wypisywania mandatów.
Sprawiedliwy Pies- bardzo stary, średniej wielkości, kundel. Powolne ruchy, dostojny głos, mętne spojrzenie.
AKT PIERWSZY
Zielona polana na skraju wsi. Lekko pochmurny, ciepły dzień. Słychać pracujący w oddali traktor. Na pobliskich polach dojrzewają łany zboża, kukurydza pnie się ku górze.
SCENA PIERWSZA
Na polanie, za stodołą, siedzi na wielkim głazie Pastuszek Henryk. Wokoło, drepcząc leniwie, skubie trawę Stadko Gęsi. Nad polaną krąży Wróbel Zwodziciel.
WRÓBEL ZWODZICIEL (lądując przed Pastuszkiem Henrykiem)
Cześć...co porabiasz?
PASTUSZEK HENRYK (unosząc łagodnie wzrok)
A nic takiego. Obserwuję sobie Głowinkę Pospolitą. Wskazuje na kępkę kwiatuszków, rosnącą pod głazem.
WRÓBEL ZWODZICIEL
Fajnie...bo wiesz...ja sobie tak latam nade wsią i w ogóle...no i widziałem całkiem niedaleko piękne forsycje...
PASTUSZEK HENRYK (ożywa, z wielkim zainteresowaniem)
Gdzie dokładnie?
WRÓBEL ZWODZICIEL
A tam, jak jest kładka nad rzeczką, to zaraz z prawej strony, na tyłach gospodarstwa sołtysa...nie sposób nie zauważyć...żółto jak w ulu.
PASTUSZEK HENRYK (wzdychając)
Też bym sobie zobaczył.
WRÓBEL ZWODZICIEL (zmiękczając sztucznie głos)
I co to za problem?
PASTUSZEK HENRYK
Gąsek muszę pilnować. Ojciec nakazał.
WRÓBEL ZWODZICIEL
Przecie nic złego stać im się nie może. Doznając nagłego olśnienia. Albo wiesz co! Ja popilnuję gąsek, a ty leć sobie pooglądać!
PASTUSZEK HENRYK (otwierając szeroko swoje błękitne oczy)
Naprawdę?
WRÓBEL ZWODZICIEL
A pewno! I tak nie mam nic do roboty.
PASTUSZEK HENRYK (zeskakując z głazu)
Kochany jesteś wróbelku! Wrócę nim się obejrzysz!
Pastuszek Henryk zrywa się z miejsca i biegnie przed siebie. Wróbel Zwodziciel czeka cierpliwie, aż chłopak zniknie mu z oczu.
WRÓBEL ZWODZICIEL (zacierając skrzydełka)
Wreszcie!
Leci prędko za stodołę i wraca po chwili z gromadką kolegów.
WRÓBEL ZWODZICIEL (do kolegów; wskazując na gąski)
Są nasze! No dalej, jazda panienki!
STADKO GĘSI
Gę! Gę! Gę!
Wróbel Zwodziciel i jego koledzy porywają Stadko Gęsi i prowadzą je do pobliskiej remizy, gdzie rozpoczynają z nimi zabawę.
SCENA DRUGA
Pusta polanka. Zza stodoły wyłania się Pastuszek Henryk. Idzie, kiwając rozmarzoną głową. Zatrzymuje się na skraju polany i rozgląda zaniepokojony.
PASTUSZEK HENRYK
Gąski! Gąski, gdzie jesteście?!
Odpowiada mu przeciągła cisza i delikatny podmuch wiatru. Pastuszek Henryk zaczyna biegać po polance na zmianę nawołując i rozglądając się. Gdy polanka zostaje przeszukana, biegnie do gospodarstwa i szuka po stodole, stajni i kurniku. Nie znalazłszy gąsek, siada zrozpaczony na ganku przed domem.
PASTUSZEK HENRYK (chowając głowę w dłoniach; płacze)
Ojciec mnie zabije! Ojciec mnie zabije!
Do Pastuszka Henryka przyczłapuje Biadolinka.
BIADOLINKA (rozczulona)
Biedny chłopiec!
Odchodzi. Na podwórze zajeżdża traktor (Ursus 360). Wysiada z niego Pan Tomasz. Porusza się ciężko i niezgrabnie. Zbliża się do syna.
PAN TOMASZ (zdziwiony)
A czego nie na polanie? I co płacze?
PASTUSZEK HENRYK
Nie bij tatko! Błagam!
PAN TOMASZ
Po kiego czorta mam bić? Chyba żeś co przeskrobał...masz ty co na sumieniu? Gadaj, już!
PASTUSZEK HENRYK (zamykając mokre od łez oczy)
Gąski mi pouciekały i nie wiem gdzie są.
PAN TOMASZ (wybuchając)
Smarkaczu! Znowuś za roślinkami latał! Ja ci dam!
Bierze zamach i uderza na odlew. Pastuszek Henryk zasłania się rękami.
PASTUSZEK HENRYK (wrzeszcząc)
Nie bij! Nie bij!
Pan Tomasz nagle przestaje okładać chłopaka i spogląda na niego zadowolony.
PAN TOMASZ
A niech ci będzie! Nie dostaniesz lania...mam ja ci lepszą karę. Poleziesz na łąkę i poobrywasz stokrotkom płatki, a ja doglądać to będę.
PASTUSZEK HENRYK (przerażony)
Ależ tatko...tak nie można. To już mnie lepiej zlej!
PAN TOMASZ (śmiejąc się)
O nie! Zrobisz co ci każę albo z chałupy przegnam!
Pan Tomasz chwyta syna za kołnierz i wyrywając z ziemi prowadzi przed sobą.
SCENA TRZECIA
Na polance kuca Pastuszek Henryk, obrywając stokrotkom płatki. Za nim, niczym kat, stoi Pan Tomasz.
PAN TOMASZ (z zadowoleniem)
Będziesz miał nauczkę na całe życie.
PASTUSZEK HENRYK (chlipiąc)
Okrutnik!
PAN TOMASZ
Obrywaj, obrywaj.
Z pobliskiego rowu wyłazi Przyrodnik. Stoi chwilę w miejscu, obserwując Pana Tomasza i jego syna, po czym rusza w ich kierunku.
PRZYRODNIK (z zaciekawieniem; do Pastuszka Henryka)
A co ty chłopcze tu robisz?
PASTUSZEK HENRYK
Cierpię!
PAN TOMASZ (pochylając się ku Przyrodnikowi)
Płateczki sobie obrywa, ja mu kazał, a co?
PRZYRODNIK
Płateczki sobie obrywa?! A to dobre! Bo płateczków obrywać nie wolno!
PAN TOMASZ (marszcząc gniewnie czoło)
A czego niby?
PRZYRODNIK
Tego! Przyrodnik wyciąga legitymację Ligi Ochrony Przyrody i unosi ją pod twarz Pana Tomasza. To co? Wypisujemy mandacik?
PAN TOMASZ (łagodnieje)
Ależ...to tylko stokrotki...bo wie pan...ja mam doskonały bimber w szopie, może by pan skosztował?
Przyrodnik przełyka ślinę.
PRZYRODNIK
Bimberek? Własnej roboty?
PAN TOMASZ (dumnie)
Naturalnie, że własnej! Chodźmy więc!
Pan Tomasz, Pastuszek Henryk oraz Przyrodnik opuszczają polanę i wolnym krokiem udają się do gospodarstwa.
SCENA CZWARTA
Zza stodoły wyłaniają się Pan Tomasz i Przyrodnik, a za nimi drepcze Pastuszek Henryk. Gdy wchodzą na podwórze ich oczom ukazuje się zadziwiający widok. Wszędzie leżą spite gęsi. Leżą na bronach, w taczce, w korycie, pod rynną, na dachu szopy; słychać słabe gęganie ze studni. Na środku podwórza stoi Biadolinka.
BIADOLINKA
Biedne gąski!
PRZYRODNIK (łapie się przerażony za głowę)
Pięknie! No po prostu pięknie! Zapomnijmy o bimberku, mandacik na trzysta złotych ostudzi pańskie bimbrownicze zapędy i nastawać na zdrowie gęsi już pan więcej nie będziesz.
PAN TOMASZ (zahipnotyzowany)
To nie ja...one same...pewnie znowu chlały w remizie z wróblami.
PRZYRODNIK (wypisując mandat)
Trzeba było pilnować, a nie chłopakowi kazać kwiaty męczyć.
Wręcza Panu Tomaszowi mandat i odchodzi. Z budy stojącej pod stodołą wychodzi Sprawiedliwy Pies. Drapie się ociężale za uchem, kładzie się na ziemi.