Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Karol Graczyk

Jacek Ostrowski


Jacek Ostrowski – lat pięćdziesiąt, pisarz, informatyk, były przedsiębiorca, pracownik poczty, hodowca kaczek, kierowca i przedstawiciel handlowy. Debiutował w zeszłym roku w książką
„IPN” napisaną w trzy tygodnie. Podobno w biurkach na druk czekają kolejne. Faktycznie do tej pory imałem się wielu zawodów, ciągle szukałem, nieraz życie zmusiło mnie do wykonywania różnych fachów. No cóż, jak większość ludzi w moim wieku, których zaskoczyła transformacja starałem się zaadoptować, odnaleźć w nowej rzeczywistości.

Karol Graczyk: Ma Pan korzenie macedońskie, niemieckie i litewskie, chociaż jest rdzennym Polakiem. Czuje się Pan związany mentalnie z któryś z państw swoich przodków?

Jacek Ostrowski: Jeśli spojrzeć na definicje rdzennego mieszkańca, to nim nie jestem. Jeden dziadek był Litwinem ze znanej rodziny Gedroyciów, zaś jego żona, czyli moja babka pochodziła w prostej linii z niemieckiej rodziny osiadłej na ziemiach polskich. Rodzice drugiej babki przywędrowali z ojczyzny Aleksandra Macedońskiego. Został jeszcze jeden dziadek i tu też jest ciekawa historia. Jego ojciec, a mój pradziadek służył w armii carskiej aż 25 lat. Ja urodziłem się w Polsce i z urodzenia czuję się Polakiem. Jednak uczuciowo jestem związany z krajami swojego pochodzenia, a szczególnie z południem Europy. Ciągnę do przysłowiowych korzeni i prawie każdy urlop staram się tam spędzać. Odnośnie mentalności, to proszę sobie wyobrazić mieszankę zimnego Niemca, impulsywnego Południowca, typowego Polaka z zadziornym Litwinem. Proszę mi wierzyć, że ciężko to wszystko trzymać w ryzach.

 

K.G.: W życiu był Pan kontrolerem urzędu pocztowego, kierowcą, hodował kaczki, próbował sił w handlu, później było jeszcze przedstawicielstwo handlowe i wreszcie po skończonych studia w kierunku, został Pan informatykiem. Ciągle szuka Pan swojego miejsca, czy już znalazł?

 

J.O.: Wszystko to, co przeżyłem jest moim bogactwem. Przez całe życie zbierałem doświadczenia, poznawałem ludzi jak i samego siebie. Na swojej drodze spotkałem wiele ciekawych postaci, mnóstwo dziwnych, radosnych jak i tragicznych zdarzeń. Mam spory bagaż doświadczeń i teraz mogę to wykorzystać do pisania książek. To jest mój następny przystanek. Czy ostatni? Tego nie wiem.

 

K.G.:Czuje się Pan literatem, czy jest pisanie jest bardziej odskocznią od codzienności? Jaką rolę pełni w Pana życiu?

 

J.O.: Od dziecka dużo czytałem i marzyłem o pisaniu. W wieku może dziesięciu lat miałem już na „koncie” co najmniej dwukrotne przeczytanie Trylogii. W wieku dwudziestu lat miałem zaliczone wszystkie ważniejsze dzieła najwybitniejszych pisarzy, Stary Testament i dobierałem się do Ulissesa. Na nim „ległem”, ale nie ukrywam, że zniechęcił mnie do tego świętej pamięci Kałużyński twierdząc, że tylko Słomczyński czytał, bo musiał ( był tłumaczem). Zawsze kochałem książki i chciałem je pisać. Czy jestem literatem? Dobre pytanie, na które nie znam odpowiedzi. Ja jestem jak chuligan, tylko swoją agresję, swoje emocje zamiast na przechodniu wyładowuję na papierze. Piszę dwadzieścia, trzydzieści stron ciurkiem, nic nie słyszę i nic nie widzę poza ekranem komputera. Nieraz są to naprawdę ostre teksty. Później przychodzi czas refleksji, opamiętania. Zaczynam przeglądać tekst i usuwać najmocniejsze kwestie. Jeśli taki typ chuligana może być literatem, to nim jestem.

 

K.G.: Swoją debiutancką książkę „IPN” napisał Pan w trzy tygodnie. Aż tak pochłonęła Pana sfera polityczna? Wcześniej nie pisał Pan książek o zabarwieniu politycznym.

 

J.O.: To nie tak. Polityka jest dla mnie szambem i raczej mam złe zdanie o tych, co w tej kloace grzebią. Mało mnie to obchodzi do momentu, kiedy zaczynają tym kałem obrzucać przechodniów. Chcą się sami bawić, to Bóg z nimi, ale kiedy zaczynają wciągać do tego postronnych ludzi, to już jest draństwo do kwadratu. Z tym nie mogę się zgodzić i stąd moja książka. Usiadłem i jak ten chuligan wyładowywałem swoje emocje, tyle że w trzy tygodnie. Żyję w Polsce i chcąc nie chcąc uczestniczę w tym wszystkim, nie sposób się odizolować.

K.G.: Podobno ma Pan szuflady pełne książek, które czekają na wydanie. Od jak dawna Pan pisze i ile tych książek jest rzeczywiście?

 

J.O.: Pierwszą napisałem dwadzieścia pięć lat temu. Książka „Planeta Modliszek” opowiadała o walce o przetrwanie małej grupki ludzi po gigantycznej katastrofie nuklearnej. Powieść przeleżała w szufladzie do dnia dzisiejszego. Są jeszcze dwie inne powieści pisane w różnym czasie, oraz wiele opowiadań. Czekają i może kiedyś ujrzą światło dzienne.

 

K.G.: „IPN” opowiada historie czasów polskiego komunizmu, jak już wspomnieliśmy, jest poniekąd książką polityczną. Neguje Pan tamte czasy, jednocześnie nieraz widać analogie do czasów dzisiejszych. Więc jak to jest, a jak powinno?

 

J.O.: W „IPN” chciałem pokazać, że metody działania służb specjalnych jak ich cele są jednakowe bez względu na to kto rządzi. Niszczą uczciwych, hołubią łobuzów. Bohaterowie mojej książki wplątani są w dziwne układy. Jedni lawirują, inni stawiają jawny opór, a jeszcze inni czerpią korzyści i to całymi garściami. To są prawdziwi ludzie ze wszystkimi wadami, jak i zaletami, a ich problemy to problemy milionów Polaków żyjących w tamtym okresie. Złamani podnoszą głowy i stawiają czoła aparatowi przemocy, ale później w wolnej Polsce zostają dopadnięci przez spadkobierców bezpieki i zniszczeni teczkami.

 

K.G.: Był Pan naocznym świadkiem tego, co działo się w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych. Czy próba stworzenia IV RP mogła być niebezpieczna lub analogiczna do tego, co działo się w tamtych czasach?

 

J.O.: Już sama nazwa IV RP jest dla mnie śmieszna. Polska jest jedna i nie można jej dzielić na pierwszą, drugą, czy czwartą. Chęć odcięcia się od korzeni wywołuje pewien paradoks. Trochę to przypomina dziecko, które wyrzeka się swojej ułomnej matki. Wychowała je jak mogła najlepiej, dała wykształcenie, ale ono się jej wstydzi i wszystkim mówi, że to wstrętna macocha. PRL nie był idealny, chwilami zbrodniczy, ale to była wtedy jedyna Polska, nie było alternatywy. Nowa władza stara się wmówić młodemu pokoleniu, że wszystko było złe i jedynie ona jest idealna. Identycznie mówili prominenci PRL-u, to są te same przemówienia, tylko inni ludzie. Analogie są widoczne gołym okiem, ale to widzą tylko ci, którzy pamiętają władzę komunistów. Reasumując, tamte działania władzy starały się trzymać naród za mordę, dzisiejsze skoro są zbliżone - prowadzą do tego samego. W mojej najnowszej książce jedno z opowiadań przedstawia mroczną wizję IV RP.

 

K.G.: Na światło dzienne wychodzi właśnie Pana druga książka, „Polskie pieskie życie”, o czym tym razem?

 

J.O.: To jest książka bardzo zróżnicowana tematycznie. Dwanaście opowiadań i mnóstwo tematów do przemyśleń. Już samą okładką chciałem prowokować, zaczepiać typowego Polaka. To jest jednak dopiero początek przygody z nami samymi i nie tylko. Są to historie nieraz absurdalne, często niedopowiedziane, momentami wywołujące protest czytelnika. Jest kilka lżejszych historyjek, ale po chwili poznajemy następnego bohatera, następny zły charakter. Pewna osoba po przeczytaniu tej książki zarzuciła mi fascynację złem, ale to nie tak. Staram się tylko obnażać złe cechy naszych charakterów, nasze ułomności.

 

K.G.: Czy opowiadanie „Wariat” nie jest ponownie nawiązaniem do polityki? Bardziej ogólnym, niż dzisiejszym?

 

J.O.: „Wariat” to opowiadanie sprzed dwudziestu lat i mimo upływu czasu nic się nie zestarzało. Pokazuje bezradność jednostki wobec systemu. Problem stary jak świat i wciąż aktualny.

K.G.: Jak wyglądają kolejne plany wydawnicze?

 

J.O.: To zależy od czytelników, jeśli będą chcieli czytać kolejne książki , to będą je mieli w księgarniach. Tylko wtedy wydawanie ma sens.

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur