Można nałożyć w wierszu
wiele porządków, można je
zorganizować, nie będzie
to czytelne dla zbyt
wielu, ale oprócz autora
ktoś jeszcze powinien umieć
je przejrzeć, tak by doszło
do oddania władzy nad
ładem w ogniskach stabilnych
i nie (…)
Jacek Bierut „Fizyka” (Wrocław 2008, wydawnictwo Atut)
Po sześcioletniej przerwie od debiutu poetyckiego (Igła, Wrocław 2002) Jacek Bierut przypomina się tomem Fizyka, wydając w międzyczasie książkę prozatorską PiT.
Czy Jacek Bierut udziela nam korepetycji z fizyki? I z jakiej fizyki daje korepetycje?
Autor zdradził mi niedawno, że chodzi o miłość i niewystarczające rozwiązania chemii w tym temacie.
Zbiór kilkudziesięciu wierszy powstałych w przeciągu ostatnich lat przepleciony jest wierszami miłosnymi, które podejmują tematy serca raczej lekko, nostalgicznie, z pozytywną energią na przyszłość serca, ukazujące relację między dwojgiem jako proces, chwytające miłość w czasie i ukazujące miłość jako podróż w czasie:
„Kup ten rok, który zleciał nam bez forsy
i bez ludzi, ten dzień, kiedy odkuwałem
z dachu lód. Idź. Idź stąd, ty idź. Nie będę
spał, nie będziesz mi się śnić. Tylko idź”
i wiersz „Jest taka podróż, z której nie wróciłem”:
"Noc. Obcinamy sobie włosy, jak golił się K.,
Z kim mógłbym wypuścić się w podróż,
To się kończy. Jedno patrzy na śnieg z deszczem,
Drugie na deszcz ze śniegiem,
Robisz mi dowcip z podniesieniem rąk,
Co powoduje podniesienie się swetra,
I są jeszcze w świecie smukłe zakamarki.
W polu, jak pachniało i świerszcze się darły."
Czternasta strona tomiku i fragment wiersza bez tytułu:
"Na szczęście w porę znaleźliśmy
siebie na przystanku i, mimo że zgubieni,
wciąż się znajdujemy w drodze,
choć żadnej drogi tu już nie ma
i wyjść z opresji, bo znaleźć dziecko
lepiej z tobą, nawet kiedy wyjścia obstawione i nie ma dróg
ucieczki, ani żadnej drogi
i przystanku"
Więc z jednej strony fizyka miłości w drodze, z drugiej strony poezja życia ułożona w podróż po krętej trasie, która zaskakuje widokami po kolejnych zakrętach. Zbiór wierszy, choć w objętości dość skromny, oferuje wiele literackich atrakcji na poziomie metafory, obrazowania, literackich odniesień czy organizacji formalnej. Tak więc czyta się Fizykę bardzo dobrze.
Trafimy na inteligentny humor w stylu Darka Foksa („Wiersz o niczym”) i równie zabawne „Rozkopy”: „Przytulne biura z zimnym światłem / i letnimi dupami nad gorącą kawą / które w życiu nieźle się zorganizowały”, ale także znajdziemy ciekawe poetyckie pomysły wikłające się w metafizykę, której w Fizyce jak się okazuje jest całkiem sporo: „Wsteczny” „Ruchy pozorne”, „Ułomek” (sprawne wejście w język matematyki i lekcji ułamków i wyjście w język poetycki i lekcję z poezji), czy „W poszukiwaniu wygodniejszych wyjaśnień” (tu z kolei sytuacja przenosi się do szkoły muzycznej, wiersz rozwija się w jednym długim zdaniu i kończy pytaniem retorycznym). Poruszane są również kwestię tożsamości, próby szukania, odnajdowania siebie w sobie / siebie w świecie.
Napotkamy się również na dwie sprawne sestyny o śnie (bez tytułu, str. 22) i przemijaniu „Traktat prorodzinny”, którego przewodnim tematem są drzewa: „Kiedy patrzę na drzewa, które takie malutkie / przywiozłem z ogrodu teścia (…) rośnie we mnie to samo / co we mnie maleje”.
Bierut stawia w swoje poezji na małe dekonstrukcje semantyczne polegające na przemieszczeniu znaczenia, posłużę się cytatami: „Wydobywa się z ziemi / maszyny górnicze” albo „w resztce menażki gotowałem zupę” te proste transformacje rozmiękczają grunt poezji Bieruta i w towarzystwie jeszcze innych zabiegów takich jak powracające frazy z poprzednich wierszy w kolejnych przychodzących wierszach „Na przykład kiedy śni ci się ojciec, / wszystko dzieje się tylko w jednym / snopie światła / a czasem śni ci się / puste krzesło” (str. 37 i str.42) buduje przestrzeń niedawnego kreta, do którego autor nawiązuje bezpośrednio w wierszu Krety:
(…) pan kret, koledzy, zajęty siecią
brudnych korytarzy między źródłem informacji
a źródłem działania, w tych stronach patrzących
przez sitko jak w zagadkę, choć dla kreta, koledzy,
to tylko droga w coś, co się zwija i ustala przez realizację.
To zapewne ukłon w ciemną stronę pana kreta i, jak sądzę, jeża (Istrice), który się zwija i ustala. Mocny zwrot po wcześniejszej Igle przynosi dalsze rozwinięcia w takich tekstach jak: „Gdzie koniec dotyka”.
Jacek Bierut przypomina się zatem wierszami bardziej nowoczesnymi (jeśli to słowo jeszcze jakoś funkcjonuje). Wiersze są bardziej otwarte na czytelnika, podpuszczające, zbiór tekstów wikła czytelnika w swoje meandry poszarpanej narracji kolejnych poetyckich wydarzeń proponując nowe kreacje i wzruszenia.
No i to jest zupełnie ciekawa książka dla mniej i bardziej wymagających, a szczególnie dla tych, którzy lubią kiedy wiersz aktualizuje się w nieprzewidzianym skutku.
|