„Osiemdziesiąt cztery” to druga książka Karola Graczyka po debiutanckim „Oko i oko” i kolejny głos roczników 80, pokolenia, które powolutku będzie się klarować na poetyckich mapach, pokolenia spijającego mleko Solidarności, testującego wolność, szamotającego się w szukaniu tożsamości po dużym zastrzyku dożylnej popkultury, a co najważniejsze pokolenie bez wyraźnego wroga, który zwykł pomagać w określaniu siebie.
Bynajmniej „Osiemdziesiątcztery” nie jest jasno wyczuwalnym manifestem pokoleniowym, poza wierszem „Pokolenie 84”, w którym powtarza się fraza: „jak mary i jack seks śmierć i dragi nowe pokolenie”, w którym dostrzegam problem z pokoleniowym określeniem rzeczy ważnych od nieważnych, a sam wiersz jako dość nieudany (dostrzegając zamierzoną w wierszu ironię).
Tomik zaliczyłbym do tych światopoglądowych poetyk, które analizują przestrzeń poprzez „Ja” i dopuszczają „Ja” do zajęcia stanowiska w sprawie, do oceny, refleksji, przyznania się.
Pozostaje nieodparte wrażenie, że „Ja” wypowiada się o świecie z perspektywy pokoju, z pozycji bezpiecznej, siedzącej, a nawet z łóżka i pozycji leżącej. Brakowało mi podczas lektury wyjścia z wierszem na ulicę, żeby konkret stał się konkretny, bardziej krwisty, prawdziwy i cytat z wiersza „Podczas zjeżdżalni”:
(…) Moglibyśmy nawet
odzyskać niepodległość nie wstając
z łóżka, więc nie próbuj myśleć,
po której stronie drzwi jest więcej prawdy.
Dlatego może lepiej wypadają przypadki wierszy bardziej „literackich” niż „życiowych”, zaznaczając, żepoziom wierszy jest mocno nierówny w książce i być może należało skrócić wybór przynajmniej o połowę, pozostawiając najlepsze owoce i porządkując całościową narrację, wzmacniając całościowe odczucie książki.
Chociaż chaos i wrażenie braku redakcji tekstu może mieć swoje tożsamościowe plusy i można potraktować nieuporządkowanie jako dodatkową zaletę, jako np. chaos pokoleniowy, ale to troszeczkę naiwna interpretacja.
W „Osiemdziesiąt cztery” głos „Ja” potrzebuje ucha, bliskiego, zaufanego ucha dziewczyny, więc będzie teraz o miłości.
Graczyk dość intensywnie bada relację między kobietą, dziewczyną i samotnością, niemożliwością bycia razem i bycia osobno.Kolejne wiersze tworzą siatkę emocjonalną, wiążącą trzy elementy Ja – ona – świat. Te trzy elementy są napędem wielu chyba niezłych wierszy. Mocno zaakcentowany jest w wierszach sex, hmm nawet sex na meblach, właściwie z jakichś powodów sex pojawia się tylko na różnych meblach, miesza się delikatność z wulgarnością: „nie przelecę cię jak poranne gazety nie zrobię już nic”, „mógłbym cię teraz dopaść / nim zagotuje się woda albo pęknie lód / w kałuży. Można by oprzeć tyłek o szafkę i mocno szarpnąć za delikatne uchwyty.”
Bardzo ładna strofa ze strony 24:
„Przy obiedzie mówisz,
że zależy ci na stałości,
więc bądźmy ze stali.”
I ze str 26:
„w końcu i tak wrócimy do morza, póki co jestem
mężczyzną o tyle, o ile ty jesteś kobietą”
Pomiędzy wierszami opowiadającymi o relacjach on-ona poruszane są tematy naprawdę rozmaite, od wierszy martyrologicznych, o holokauście, Tybecie, Iraku po dość osobiste życiowe przykrości (np. „Neutralizacja”)i są one mniej lub bardziej udane.
Graczyk na razie pokazuje potencjał w momentach, poszczególnych wersach, słabnie jednak w całościach, dlatego wspomniałem wcześniej o potrzebie redakcji tekstów.
Wiersze, które wydają się „być zrobione” to np. „Trzy metry kwadratowe powierzchni ruchomej”, w którym ukazany jest specyficzny klimat przedziału PKP, ciekawy jest „Elementarz”.
Powinien też Graczyk częściej zaskakiwać, tak jak z powodzeniem zrobił to w wierszu „Pływy”, gdzie wprowadził lekko surrealistyczne zestawienie: szczury i fortepiany, mniej udane są teksty o charakterze piosenkowym, które pewnie miały wprowadzić lekkie przewietrzenie terenu.
No i całkiem przyzwoicie wydana książka, choć lista pozycji w erracie rzadko spotykana.
Rocznikom 80 życzymy powodzeia w materii poetyckiej.
Karol Graczyk „Osiemdziesiąt cztery”, Wydawnictwo Artystyczno Graficzne Arsenał, Gorzów Wlkp. 2008