Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

KAROL PĘCHERZ (FINK)

O „Święcie Kolorów” Mateusza Melanowskiego

Bardzo się cieszę, że Mateusz Melanowski, rocznik 77, dojrzały facet wydaje własnym sumptem niewielki tomik poezji.

Myślę, że taką poezję pisze się po trzydziestce. Kiedy człowiek jest mniej więcej w połowie, z jednej strony mając już pewną bazę wspomnień , z drugiej zaś otwartą perspektywę, na razie pustą jeszcze.

Na „Święto kolorów” składa się około 20 wierszyków, są to teksty na ogół króciutkie i drobne znakomicie wpisujące się w ogólny plan tomiku. Bardzo przekornie rzeczony tomik się zaczyna: „początki / bywają trudne / ale mógłbym / porwać się / na mount everest” i leci wiersz w stronę zestawienia „braku” i „pustki”: brak / ale nie pustka jeszcze.

Takie rozpoczęcie proponuje Melanowski i sugeruje mi dwie możliwości otwarcia się na dalszą lekturę. W rozumieniu pesymistyczno-egzystencjalnym owej pary „brak” uznam jako coś mniej beznadziejnego niż „pustka”, czyli jeszcze nie jest tak źle, jak by mogło być.

I można się tu odwołać do „jeszcze”, które ustawione jest na samym końcu omawianej frazy.

Druga optyka, jaka przychodzi mi na myśl, jest natury bardziej filozoficzno – pozytywnej, że oto „brak” to jeszcze nie „pustka”, ale pustka rozumiana właśnie jako coś możliwego do wypełnienia, pustka jako inspiracja, pustka jako zadanie. I można się tu odwołać do tego dwuznacznego słówka „jeszcze”, które ustawione jest na samym końcu omawianej frazy.

Ja oczywiście wybieram drugą propozycję ponieważ jest bardziej spójna do pierwszej części wiersza, gdzie mowa jest o porywaniu się na mont everest i łatwości zapalania do takich pomysłów, więc ta pustka widziana jako zadanie jest najzwyklej w świecie pełniejsza, również w zarysowanej na wstępie perspektywie faceta po trzydziestce.

No i to jest taki pomysł na wejście do dalszej części, gdzie zabaw słówkami, zestawianie par słów w rozmaitych konfiguracjach składniowych jest całkiem sporo. Chociażby wiersz „Po godzinach”. Bardzo zgrabnie się Melanowskiemu te frazy wiją i kręcą, wyprzedzają, powtarzają i gubią. A myślę, że „Po godzinach” to jeden z ciekawszych wierszy w tej skromnej ale jakże różnorodnej propozycji poetyckiej.

Różnorodność tą potęguje kilka delikatnych styków, które powodują, że na całość można popatrzeć z różnych stron. Takie styki to np. pojawiające się co jakiś czas dni tygodnia: „To poniedziałek rano i wychodzę na / ochotnika. To środa. Sobota. Od kilku dni / nie ma rozkładów (…)” czy „Samotny tydzień trzydziestolatka” – utwór podzielony na siedem dni i sam w sobie dość słaby.

Albo styk na poziomie zmian tempa kolejnych utworów, przyspieszenie, rwany wers i zaraz dużo wolniej, spokojniej. Zupełnie podobnie bije serce dojrzałego trzydziestolatka.

Warto też zwrócić uwagę na przemyślaną kompozycję i wplecione odpowiednio dwie malutkie formy, które miniaturowym kształtom tomiku dodają subtelności, choć same w swojej treści i temacie jakkolwiek są mniej subtelne.

Otóż kiedy dojrzały facet wydaje własnym sumptem niewielki tomik poezji okazuje się po raz kolejny, iż rzecz jest całkiem godna polecenia, jakiś czas temu miałem w ręku książkę warszawskiego poety Piotra Janickiego, która również wydana własnym sumptem budziła emocje i zainteresowanie.

Więc własny sumpt i miniaturowe kubatury.

Mateusz Melanowski „Święto Kolorów”, Katowice, 2007

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur