do ust wkładam makaron nitkowy
w zupie ogrzewam zmarznięte wciąż palce
od poprzedniej zimy zgarniam śnieg z werandy
gęsto przykrył wczorajszą rybę na obiad
jescze raz maluje odcienie dziecinśtwa
dziury w ścianie i tynk pod paznokciem
zapach babci jak opowieść o lesie
dziadka zapach to wilgotna piwnica
ząb mądrości zamykam w słoiku
stawiam na szafie w cieniu własnej szczęki
jestem teraz kciukiem zacisnietym w ręce
niewidoczną zmarszczką pomiędzy piersiami
spijam krople potu jak bajki o lecie
daje sobie szansę by urosnąć w życie |