schodami w dół gdzie ogień pali dłonie czyste windą do piekieł gdzie ból tożsamy z rozkoszą ICH
urwiskiem w przepaść gdzie śmiech drwin zabija w przepaść tak inną od innych
ICH radość moim cierpieniem ICH ekstaza dnem mym ICH dłonie moim upadkiem ICH szept zaklęciem moich win
tak nisko upadać tak blisko by NIMI być tak często ukłony składać i w jednym łożu z NIMI śnić
krzykiem odwołać modlitwy złe zbuntować się wystarczy raz by rano budzić się znowu i buntować się kolejne tysiąc razy |