Przylgnęłam dłońmi do szyby okiennej Chciałam, by zimne deszczu krople Ukoiły każdy zbolały kant duszy. Chciałam, by strugi sinych łez nieba Zagłuszyły mój własny szloch.
Starałam się przeniknąć Na drugą stronę szklanej powierzchni. Jednak intuicja kazała odkleić od niej dłonie. Zerknęłam za siebie, by nagle ujrzeć Brud na trzech solidnych ścianach.
Nie zobaczyłam żadnego błękitnego okna. Chyba za głośno wtedy krzyczałam. |