RISE, RISE!!!
Baseballe śniegu uporczywie pałują chodnik. Wiolonczeliści nie przerywają koncertu. I tak oto nie zapytam ich o zdrowie, tylko wyjdę i te pieprzone latarnie zaczną się głupio kojarzyć. Niech i tak będzie.
Stratowane pobocza milczą. Dobrzy ludzie są w mieszkaniach, bo zimno. Nie chcę im przeszkadzać, nie pukam więc, nie śpiewam, nie oddycham. Wolność rozgrywa się za drzwiami, ma białe spodnie, takie jak twoje. Wolność ma właśnie okres.
Nadłamane słowa, co je produkuję po tej znamiennej północy, nie układają się za dobrze, jak sms od Grzegorza, ku chwale poezji, wódki i haszyszu.
Patriotyzm lokalny, trochę udawany. Bezmózgie wióry tratują mi głowę w bramie już opisanej. Oko, które wypłynęło z ciepłego oczodołu szybko zlizały bardziej rozgarnięte ze zwierząt.
Samochody jeżdżą, wolność nie przeszkadza, nie puka, nie śpiewa, rozumiana inaczej. |