dom miłości, wejście pierwsze, od razu intymne: schizofrenia. dziki śnieg na rękawie parapetu oczy w ciup usta poszły na warunkowe. oddycham chociaż właściwie zastanawiam się czy oddycham. małostronny odcinek drogi właśnie uciekł mi w górę. z dołu nadchodzi pani sąsiadka która brzęczy szkłem. nie wiem ile mam osi na ilu napędach,w każdym razie gnam mozolnie przez najbliższy pagórek zdania podwójnie nieciągłego
śnieg syczy
bardziej niż rudy kot. już się nie zdarzy miejsce i anafora. z dalekiego świata wraca ś'wiadomość albo się ugryzę albo się pobiję albo się urżnę czwartego kąta nie ma |