i tak noc w noc Ciasno ciało w ciele Aż duszą się
dusze Pusta wódka Otwarta skóra Ciepły zapach chleba
pytasz Ona cicho prowadzi Twoją rękę we właściwe
miejsce Na odwrocie wiersza jednym tchem wypisuje
miłość śmierć choroby psychiczne
poranek jest dla poetów zgaszonych Przepiliśmy
zmartwychwstanie I umrzemy Jeszcze raz
znowu w łóżku Ale głębiej razem Ale sprawniej
na biało Tylko straszniej Bo w związku z naszą krwią
pokrewieństwo wzrasta W martwych prześcieradłach
ptasimi płuckami szeleści Poezja namiętnie kruszy ciała
to jest to ciało Które nożem kroisz jak chleb Aż
zmięknie od bólu Czerwoną śmierć wyszarpie z róży płuc
do jej łóżka poeci idą Na zatracenie W półsennych
kolejkach czekając Aż ich metafory rozbierze ze słów
bo Wiedzą
nie ma nieba Jest długie okno nie będzie końca Jest splunięte
słońce Okruchy ciała z podłogi z uśmiechem zliże jej dobry bóg |