odkrywając to , co przyszło tak nagle - tak jak powrót
w szept, w ruch, w oddech - dryfowałeś brzegiem tulipanów
ułożonych na kolanach uschłej kobiety.
tylu przypadkowych mężczyzn trzymała w sobie,
tyle razy jęczała w uniesieniu wśród zlatujących dookoła błysków.
teraz nie czuła tego, jej wnętrzności rozsadzał ból. przeklinała
to nasienie kiełkujące w niej, dusząc - lecz daremnie - ono parło
we wszystkie strony, pękając w każdej komórce, rwało
mięsień po mięśniu.
w miękkim murze pozostały wgłębienia jej palców.
patrzyłeś z uśmiechem do środka zapisując
kolejne strony przeznaczenia. nastała wiosna – raczej bezruch
- śpiewem drzew kwitnących ospale. słowa unosiły
gałęzie wdzierające się w cień pokoi. ustały
wielkie niepokoje, zatrzymując ciszę w kuluarach. oszalałeś.
w dwie strony patrząc równolegle.
męczyła ją powtarzalność chwil – zimnych prześcieradeł
- kiedy zamiast fotografii tuliła gorycz zmieszaną z piwem.
to co wyrosło zamiast cieni, trwało - jak odpryskujące cytaty
pustych ścian – niezmiennie.
czy wiesz, że one chodzą nocami w zbyt obcisłych sukienkach? |