Psychologiczne zadrapania na start – wymiękasz
polemizując z naznaczoną szramą optymizmu - mam
cię dość podły wystawco życia bo z góry zbierasz
mnie – wysoko położoną wyspę – porzucając tonące
falochrony. Chwytam się grzechu jak setki – ty stawiasz
- pogłębiając matczyne zaniedbania. Widzisz,
milcząc nie okazujesz patologicznej nienawiści. Nawet
kochasz – błądząc po śmiertelnych korytarzach żył
- nijak.
Zegar wybija północ – Lucy weź zasłoń te sterty prania
- w oczy kolą obcisłe sukienki – już dawno wylewasz się,
objadając po nocach lodami. puchniesz – kolorową
gazetą – od środka zagrażając wątpliwościom. Jeszcze
nie w tą noc – chyba powinnam powiedzieć ci – jeszcze
nie w ten dzień. wykraczasz poza moje ściany obłędu.
Coraz dalej i dalej i dalej.
|