Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

ŁUKASZ PLATA

Nie rozbierać hamburgera – o Big Macu Serhija Żadana

 
 
 
 
„Big Mac to rodzaj dużego hamburgera serwowanego od 1968 r. w sieci restauracji fast food, McDonald's. Cechuje go podwójna porcja mięsa i dodatkowa warstwa bułki. Jest to jeden z najbardziej charakterystycznych produktów marki McDonald's” (wg wikipedia.pl).
Nie każdy wie, że jest to także tytuł znanego utworu jazzowego Buddy Richa z lat siedemdziesiątych. Oraz książki Serhija Żadana z lat dwutysięcznych, w której wspomniany utwór pojawia się w wersji koncertowej; jednak mimo, że nazwa wszechobecnego junk-foodu w niej nie pada, to sięgając do genezy tytułu, stawiam na znaczenie pierwsze.
Rozpatrywana w kategoriach kulinarnych, książka Żadana stanowi potrawę, którą można zjeść na stojąco, na leżąco, w biegu, nie dbając o wskazania dietetyków, nie przejmując się pochodzeniem i stopniem świeżości składników, słowem, jest to ot, dosyć smaczne, lecz niewyszukane danie.
Składa się z sześciu warstw, co, jeśli odnieść do konstrukcji tytułowego przekładańca, można tłumaczyć rozmaicie. Trzy warstwy bułki, dwa kotlety – to razem pięć. Co zatem z kolejnym, szóstym składnikiem? Plasterek sera, strzępy sałaty, cebula, sos, ogórek? A może tajemniczy dodatek kucharza? No i które z opowiadań/opowieści robi za kotleta, a które za bułkę?                                                            
Ogólnie rzecz biorąc, sześć zamieszczonych w książce próz operuje wspólnym, „gadanym”, galopującym językiem, w którym dobitnie manifestuje się wrażliwość mówiącego, solidaryzującego się z wszelkiej maści outsiderami. Narrator rejestruje drobne odchylenia, uchybienia, właściwie w każdym widząc po trosze wyrzutka, po trosze współczesnego „świętego szaleńca”. Pije się tu dużo, sporo pali, trochę awanturuje, ale przede wszystkim mówi, a wszystko, włącznie z dialogami, jest częścią potoczystego, nieprzerwanego monologu narratora, patrzącego na Zachód i spotykanych tam ludzi z życzliwym zainteresowaniem („Ogólnie Berlin sprawił całkiem niezłe wrażenie. Ciekawe, czy są tu Niemcy?”), co nie przeszkadza mu zachować krytycznego osądu wobec ideologicznego wymiaru kapitalizmu. „…najgorsze jest to, co zrobiliście z kinem i telewizją. Jak byście się nie maskowali i nie zamulali ludzi, zresztą wszystko jedno, i tak potem będą mówić - to oni, ci producenci i magnaci telewizyjni, którzy zmienili naszą, nie taką znowu złą cywilizację, w kupę ideologicznego gówna i masowej imitacji”. Te bardziej wojownicze fragmenty wychodzą tu jednak najsłabiej, podobnie jak łagodne, na wpół humorystyczne wyrzuty do Boga, nazywanego pieszczotliwie „starym”. Taka, powiedzmy, sałata, zapełniająca luki w strukturze hamburgera.
 
Zresztą narrator nie kryje, że głównym obszarem jego zainteresowania są ludzie, ich przypadkowe spotkania, i odnotowuje je z czułością kogoś, kto każdą rozmowę, każdą podróż na stopa, każdy przejazd na gapę traktuje jako element ogólnej życiowej Drogi i nie lekceważy zeń ani jednej chwili. Kompulsywnie zapisuje najdrobniejsze szczegóły (na określenie podobnej estetyki ukuto u nas etykietę banalizm, która z powodzeniem dałaby się odnieść do Big Maca) swoich rozmów, towarzyszących im refleksji, charakterystycznych zachowań znajomych, nocnych wojaży, starannie unikając topografii i nużącego konkretu miejscowego, dzięki czemu ta proza nie upodabnia się zanadto do dziennika podróży (którym w jakimś sensie jest). „Podobają mi się miasta w ciągu pierwszych godzin pobytu. Wtedy jeszcze ukrywają mnóstwo niespodzianek i wyobrażenie o nich jest czyste, niczym hotelowa pościel albo papier do ksero – za każdym rogiem może zacząć się cokolwiek, a to cokolwiek jest znacznie ważniejsze od topograficznej wiedzy”. Charakterystyczny język narracji dąży do oddania zdarzeń, wrażeń i refleksji w bezpośredniej bliskości, co nadaje tej prozie poetycką intensywność, a zarazem rozgrzesza wyzierającą z niej tu i ówdzie naiwność.
 
Powróćmy więc do pytania: jak ugryźć tę prozę? Łakomy czytelnik szybko i bez przeszkód dojdzie do końca, który pozostawi go w poczuciu lekkiej melancholii i niedosytu. Czytelnik wybredny – wiadomo, będzie grymasił. W lekkiej, przyjemnej aurze książki chciałby znaleźć więcej wyrw, w szerokich jak step zdaniach więcej kondensacji, ekstraktu; język, tak wyczulony i otwarty na potoczną mowę, może mu się wydać czasem zbyt monotonny, zbyt jednostronny. Mniej bułki, więcej kotleta (z wszystkimi dodatkami) – mógłby zamruczeć, przełykając kolejne kęsy.
 
Najbardziej mięsiste są opowiadania: drugie, czyli Dziesięć sposobów na zabicie Johna Lennona , trzecie - Balanescu Quartet oraz szóste i ostatnie: Porno. Właściwie to ono sprawia, że  trochę żal żegnać się z tą książką,  i że zostaje po niej coś więcej niż tylko zapis leniwego/pośpiesznego i beztroskiego przemykania ulicami Wiednia, Berlina i Monachium w odjazdowym towarzystwie. Może dlatego, że akcja przenosi się na Ukrainę, w lata młodości (narzucające narracji ciepłą, sentymentalną nutę pożegnania) piszącego i że świat, który przywołuje, w porównaniu z Niemcami okazuje się być tak realny, niesformatowany, tak mało podobny do hamburgera? Być może odkrywamy w tym miejscu sekret kucharza: szóste opowiadanie, Porno, nie mieści się w rygorach kompozycyjnych  zachodniego kulinarnego kiczu. Świat pominięty, domagający się opowiedzenia, ubogi krewny świata z kolorowych magazynów, istniejący jakby w  permanentnej fazie eksperymentalnej („w którym wszystko, co sobie wymarzymy, przydarzy się – sęk w tym, że nie wtedy i nie tak, jak chcemy” – cytując [z pamięci] Jurija Andruchowycza) – mieści w sobie od dawien dawna wszystko, co dziś produkuje i wydala Zachód. Wszystkich szaleńców, włóczęgów, nonkonformistów, melancholików, wszystkich freaków, całą nieprzystawalność, której tak przygląda się Żadan. Bo przecież „chodzi o to, że cały czas przychodzi spotykać się z taką ilością twarzy, że po prostu nie możesz nie martwić się o nich, nie przejmować się. Możliwe, że dlatego tak ważne dla mnie w tym życiu, jakkolwiek wzniośle by to brzmiało, są twarze moich przyjaciół, moich starych znajomych, twarze, które widziałem tyle lat ciągle i które teraz, kiedy zechce, mogę łatwo sobie przypomnieć – spokojne, radosne i uśmiechnięte. Jak to zazwyczaj bywa u nieboszczyków”.
 
Może więc lepiej czytać BIG MACA nie rozbierając go na składniki pierwsze,  tak samo, jak nie rozpatruje się jakiejkolwiek innej potrawy z punktu widzenia jej poszczególnych składników? Jak kto woli; mnie się jednak wydaje, że ten hamburger, jeśli mu zajrzeć pod bułkę i nieco pogrzebać, może okazać się bardziej satysfakcjonującym daniem.
 
 
"Big Mac" Serhij Żadan, Wydawnictwo Czarne, 2007
 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur