Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

ŁUKASZ PLATA

Widmo dowolności – o książce "Grawitacje" Jerzego Franczaka


„Opowieść zaczyna się w moim własnym łóżku, późnym rankiem, w tzw. dzień roboczy, w którym nie mam nic do roboty”. Jest ranek, a za nim sen: maszyna do szycia i parasol, leżące na stole prosektoryjnym. „Co to może znaczyć?”, zastanawia się Franczak. „Co to może znaczyć?” – to dobre pytanie, które i ja sobie zadaję, wpatrując się w pierwszą stronę Grawitacji. Bo jeśli ktoś – znany z imienia i nazwiska literat – śni programowy sen surrealistów, pożyczony od Lautreamonta, dokładając do tego strusia i listonosza z Widma wolności Bunuela, to niewątpliwie chce nam coś powiedzieć. A jeśli na dodatek mówi o tym w pierwszych słowach dzieła poniekąd diarystycznego, to możemy zacząć podejrzewać, że autor coś kombinuje, że „Franczak” w rękach Franczaka to jakiś tajemniczy przedmiot, a obaj mają się do siebie tak właśnie, jak maszyna do szycia i parasol, leżące na stole prosektoryjnym, podpisanym: Grawitacje.

Grawitacje, trzecia, wydana w ubiegłym roku, pozycja Biblioteki Rity Baum, to esej, dziennik upozowany na opowiadanie, quasi-pamiętnikowy zapis dziejów fascynacji autora i jego „dojrzewania”, literacka polemika, errata do rzeczywistości złożonej z faktów i aktów mowy; a także własna, ważniejsza niż samo „działanie”, instrukcja obsługi. Przewrotna metoda autora: porzucając „fikcję” na rzecz – ogólnie ujmując – biografistyki, od razu zaznacza on brak zainteresowania dla „myślenia faktami”, dla czysto sprawozdawczych możliwości dziennika (wspomniany sen); książka – trochę jakby staroświecko i na przekór dzisiejszym modom – staje się zapisem zainteresowań, pasji i dylematów intelektualisty, podejrzliwego wobec „rzeczywistości” tak samo, jak wobec języka, który ją konstytuuje. Weźmy taką wymianę zdań: „-Wszystko gra, prawda? - Taa, wszystko prawda… (…) Bo jeżeli wszystko gra i wszystko prawda, to cały świat jest lapsusem, dowodem nieograniczonej nieodpowiedzialności za słowo”.

Duch wspomnianej gry unosi się nad każdym akapitem książki, pisanie Franczaka służy odkrywaniu konstrukcji myślowych, spinających nasze prywatne i powszechne „fakty” w funkcjonalne mitologie, za którymi chowamy się (lub znajdujemy – zależy, czy to my, czy język jest podmiotem działania, co też jest jednym z tematów książki); dlatego śledzi słowa, ich niejasne połączenia, wywiedzione z oficjalnej etymologii, ale także z podziemnych korytarzy, którymi nielegalnie i wbrew rozsądkowi zbliżają się do siebie odlegle pola znaczeń. Bo słowa okazują się przynależeć raczej do sfery snu niż jawy –

ledwo naszkicowanemu bohaterowi Gry, któremu autor okrutnie odmawia nadania tożsamości, śnią się właśnie słowa, słowa koszmary, słowa – złowieszcze epifanie („uwaga uwaga! Premonicja istnieje…Strzeż się!”); a i sam Franczak-intelektualista walczy z tyranią dyskursu i narracją w rebelianckim duchu Bunuela. „Wtedy, w krakowskim Warsie, zasnąłem nad tą książką i przyśnił mi się Marquard w todze profesorskiej, a kiedy się odwrócił i zaczął skrobać po tablicy >>Lekcja… Temat (Hipertroficzna trybunalizacja – szanse i zagrożenia)<< – okazało się, ze ktoś przyczepił mu z tyłu do togi kartkę z napisem >>Pocałuj mnie w dupę<<”. To, co rzeczywiste, jawi się autorowi jako ciemne, podejrzane, podwójne, o niejasnym statusie, inne niż podpowiada nam na ogół rozsądek. „A we śnie wszystko może się wydarzyć. We śnie wszystko się wydarza. We śnie >>ach<< strząsa z siebie cudzysłów”.

Ale cytujmy dalej. „Jasne, że żyjemy na obcej planecie i wszystko wokół jest dziwniejsze niż sen wariata. Ale dlaczego pozostajemy „przy zmysłach”? Dlaczego nic, co ludzkie, nie może być do końca obce?” Właśnie ta (nie)możliwość obcości zaprząta uwagę autora. Obcość – to wolność dziecka, nadającego imiona i wyznaczającego role otaczającym je ludziom, przedmiotom, zjawiskom, bez obciążenia za strony konstrukcji kulturowych, których założeniem jest przejrzystość, konsekwencja, precyzja opisu i wyrażenia. Odstępstwo od nich w wypadku człowieka „uformowanego” – to skazanie się na niekompletność, szkicowość. Tu zarysowuje się pole starcia: pojedynczość kontra szereg, total versus detal. Narracje literackie nakładają się na przeżycie, na „realność” - regulują i dyscyplinują je (totalizując) ; z drugiej strony nagłe prześwity języka obnażają rzeczywistą zawartość naszych słów (detalizując), ich przedustawne samodzielne życie, elementarną niewystarczalność semantyki. Franczak, stając wobec tej antynomii, świadomie rezygnuje z całościowego ujęcia, komponując Grawitacje ze swobodnie łączących się rozdziałów, rozrzuconych obrazów, niedokończonych wywodów, powracających antynomii i paradoksów, nierozdzielnie złączonych z samym mówieniem. „Drobiazgi, z których się składam, choć złożyć się nie mogę, a które są dobrem wspólnym, wspólną mądrością i wspólnym pięknem”. I natychmiast dodaje: „Muszę jednak przyznać, ze ten odwrót od projektu autobiografii totalnej budzi we mnie tęskne westchnienia i tępy opór. Bo jakże to… Jednym gestem wypisujesz się z tego literackiego dręczarium, odsyłasz do lamusa katusze a la Wat i wypełniasz swoim życiem wymyślony przez siebie formularz?(…) we mnie jest taki Fuhrer, który wrzeszczy: Jeden świat! Jeden Jurek! Jeden utwór!”. Sposobem obrony przed tym rozbratem może być uzurpatorski akt zawładnięcia, jak napisanie „kawałek drewna” – na kawałku drewna. Tyle, że „Świat, który znam, jest mętlikiem, dziwnym amalgamatem, bezładną, przypadkową mieszaniną wszystkiego. Różne, zmienne grawitacje decydują o moich chwiejnych ruchach, rozrywają moje słowa na strzępy”. Nad projektem biografii-literatury pojawiło się widmo dowolności.

Zmienne grawitacje? Zastanawiająca jest liczba mnoga w tytule książki. Powszechna siła ciążenia, dzięki której rozrzedzone obłoki tworzą stabilne gwiezdne układy, w świecie Franczaka zostaje zastąpiona przez wiele różnorzędnych sił, naciągających do granic wytrzymałości język, rozrywających struktury, wyrywających sobie gwałtownie zdania i sensy, nadając im specyficzną, rozedrganą aurę tymczasowości, nie-konieczności. „Zdanie, które wychodzi spod mojej ręki, jest roztargnione, koniec nie rozpoznaje początku, a środek zapada się w sobie – i zdanie zwija się w trąbkę: śmieszny papierowy instrument, absurdalnie niemy, wzruszająco bezużyteczny”. Słowa odrywają się od ustalonych znaczeń, nabierając podejrzanych rumieńców; autor przygląda się im z nieufnością, ale i entuzjazmem, z pomocą których każdy fragment wykreowanej fikcji natychmiast rozkłada jak zabawkę i, bez żalu rozstając się z jego ogólna wymową, radośnie rozrzuca wokół siebie wprawiające go w ruch sprężynki. „W gruncie rzeczy to, wokół czego obsesyjnie krążę, to tzw. potrzeba sensu, która prowadzi do koniecznych utożsamień”. Np. utożsamienia słów, z ich „biograficznym” i „prywatnym” piętnem. Taka „elukubracja”. „W moim głębokim przedrozumieniu języka łączy ono ejakulację z kubrakiem, wskazując niedwuznacznie na wytrysk w prezerwatywie… Niedawno zwierzyłem się z tego Malinowskim, a oni na to:.

- A co to jest elukubracja?

- No…taki tekst. Takie wypracowanie.

- Może chodzi ci o >>elaborat,<

- Nie…>>Elaborat<< to mebel kuchenny”.

***

Należy/można/nie trzeba (1) czytać Grawitacje jako dzieło diarystyczne, zakomponowane z różnorakich jej odmian gatunkowych: mamy tu więc coś na kształt i pamiętnika, i dziennika a la Gombrowicz, diariusza („Miejsce”), a nawet itinerariusza – dziennika podróży („Saga”). Co nam daje taka perspektywa? Oprócz wpisania książki w kontekst historycznoliteracki – dzienniki Gombrowicza czy Wata – otwiera pole dla polemiki z autorami współczesnymi, którzy z własnej biografii i z prywatnych mitologii robią książki. Franczak, jako autor dziennika, bierze pod lupę wybrane prywatne strategie wiążące osobę pisarza z „dziełem” i poddaje je krytyce. Polemizuje ze Stasiukiem – wydobywając z jego książki („Jadąc do Babadag”) coś w rodzaju matrycy Stasiuka-podróżnika „o czystej głowie i sercu”, który „wszędzie jest bardziej sobą, odkrywa w sercu Europy trzeci i czwarty świat, bardziej naturalny i prawdziwszy”, podporządkowując swojej wygładzonej wizji „z natury” bardziej niepokorną rzeczywistość. W ogóle autor powątpiewa w optymizm poznawczy, pozwalający jedynie „poznać ludzi, czyli kupić od nich swoją prawdę o nich”. Ale nie chodzi o streszczanie poglądów Franczaka. W książkach M. Malickiego, S. Shutego, Witkowskiego czy Kuczoka widzi realizację swoistych pomysłów na sprzęgnięcie życia z literaturą; zaś mówiąc o nich, realizuje pomysł własny. Można by w tym kontekście wspomnieć jeszcze jedno nazwisko: Gombrowicza, który z pewnością patronuje tej książce; nie w sensie ukazania zależności formalnych (choćby języka, pobrzmiewającego echem gombrowiczowskiej frazy) – tylko przywołania pewnej tradycji literackiej, której Grawitacje są kontynuacją (nie czas na szczegółowe analizy porównawcze). Chociaż nie mamy powodu powątpiewać w słowa autora, kiedy mówi: „Ja w ogóle tego Gombrowicza nie czytałem, ani jego dzienników, ani nic, tylko początek Ferdydurke, jak pani zadała w klasie maturalnej! I szybko przerwałem, bo mnie znudziło, a Banan pożyczył mi streszczenia lektur (…)”. Franczak lubi zaskoczyć i lubi to robić, eksploatując do końca przybraną rolę: kiedy tylko zaczyna się robić zbyt „serio” natychmiast porzuca namysł i refleksję, stając się krnąbrnym uczniem, gotowym wszystkim przyczepić do spodni kartkę z napisem „Pocałujcie wy mnie w dupę”. Aż łapiesz się na myśli: „ech, brak słów”. Ale i tu kryje się pułapka. Bo „właściwie >>brak słów<< to dwa słowa. Prosta myśl, niewątpliwa, i mądrej głowie powinna wystarczyć”.

PS. Niedawno nakładem Ha!artu ukazała się Przymierzalnia, najnowsza powieść Jerzego Franczaka, której recenzja ukaże się niebawem na witrynie Cegły.

1) Jak kto woli; niezgodność form gramatycznych sugeruje odrzucenie trzeciej opcji.

 

 

Grawitacje, J. Franczak, Rita Baum, Wrocław 2007

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur