Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

M. Bałczewski

Historia starego pijaka opowiedziana jednym chłośnięciem, czyli nieznana historia z

Przepraszam, mogę ci opowiedzieć historię- powiedział do mnie stary człowiek gdy wysiadałem z samolotu.
Nie, dziękuję, czekam na przyjaciela- odpowiedziałem, jednak ciekawość moja spowodowała, że dałem się namówić. Tu przed przystąpieniem do opisywania wam opowieści starca słowo wyjaśnienia. Czemu tak mnie on zaciekawił, że zgodziłem się wysłuchać jego historii? Wyglądał jak osiemdziesięcioletni pijak, łachudra czy jak można najgorzej nazwać człowieka. Nie miał jednego oka, zza czarnej szpary widać było przeszłe pokolenia, które walczyły o swoje prawa. Jak ja im zazdrościłem, dlaczego nie zostawili nam nic?
Opowiadaj pan - rzekłem

1.Po raz drugi

Był Maj albo Styczeń, jakiś ciepły-zimny miesiąc. Pamiętam jak dzisiaj. Nasze miasto wyglądało inaczej. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że oprócz naszej metropolii istnieje jakiś inny ląd. Jak opisać tą dziwną aglomerację? Na środku stał dom maga Fartha, wielkiego uczonego. Obok niego w wielu malowniczych, małych uliczkach rozprzestrzeniała się ludzka bieda. Wszędzie dzieci i świnie zabawiały się w głupie gry. Ja, młody adept maga, co rano chodziłem nad morze szukając innego lądu, który przecież musiał istnieć. Ludzie z miasta nie wierzyli w to, jednak nasza dwójka próbowała zaprzeczyć tym donosom. Codziennie wydawaliśmy czasopismo - "My i wszechświat wód", w którym przedstawialiśmy ryciny wynurzonych na brzeg przepięknych cudów techniki innych metropolii. Jednak to, co zobaczyłem tego dnia zaskoczyło mnie zupełnie. Na plaży leżał prawdziwy, żywy jeszcze człowiek. Nie pochodził z miasta, tego byłem pewien. Ubrany był w skórzany, lniany strój, który był cały nasączony morską bryzą. Podniosłem tego przybysza i na własnych plecach zaniosłem do Fartha. Pochwalił mnie za to i razem postanowiliśmy ocucić tą tajemniczą i fascynującą postać. W tym czasie po plaży przechadzał się zwykły chłop. Zobaczył wielką skórzaną księgę (jak mogłem ją przeoczyć?) i bez namysłu zaniósł do księcia Hansa von Pierra. Dostał za to trzy dukaty. Szczęśliwy pobiegł do karczmy i tam przez całe trzy dni pił na krągło, aż umarł z przepicia. Jego brzuch napęczniał, aż wreszcie pękł. Gazy wydobyte z niego spowodowały taki odór, że przez niego cała karczma zbankrutowała. Dziwny jest ten świat. Von Pierre poszedł z tą księgą do maga. Okazało się, że to pamiętnik kapitana Jarga Vinta, który dowodził statkiem Exdukin. Po krótkiej rozmowie doszliśmy do wniosku, że ten tutaj rozbitek to członek załogi tego statku. Czekaliśmy na jego pobudkę.

2. Czyli trzecie

Po pięciu dniach rozbitek obudził się. Po kilku następnych minutach doszliśmy do wniosku, że niczego nie pamięta. To była katastrofa, wszyscy, czyli ja, mag, Książe i dziennikarz z burmistrzem czekaliśmy na jego fascynujące opowieści, a tu klops. Nic, zero. Nawet nie pamiętał jak ma na imię, więc nazwaliśmy go Exdukin. Po długiej naradzie postanowiliśmy wypłynąć szlakiem tamtego statku w nadziei na odnalezienie nowego lądu. Podróż miała odbyć się za pięć dni. Wybraliśmy najlepszą załogę, zaprawionych w bojach rzemieślników i awanturników, i przygotowaliśmy się do wyjazdu.

3. Czyli czwarte

Port oddzielony było od reszty miasta linami, które go z nim łączyły. Gdyby te liny odleciały, czy też urwały się, to port odpłynąłby w siną dal. Jednak solidna ludzka ręka nie pozwoliła na taką możliwość. Byliśmy gotowi. Załoga- sztuk dwadzieścia. Wszyscy najlepsi z zemną, księciem, Exdukinem i dziennikarzem na czele. Mag i burmistrz zostali by opiekować się miastem. Szczęśliwie pożegnawszy się z rodzinami wypłynęliśmy naszym okrętem w nieznane. Po dopłynięciu do mgieł, które otaczały metropolię z każdej strony zaczęła się pierwsza panika. Tylko dwa dni wystarczył by pierwsi marynarze zaczęli tracić wiarę. Niektórzy skakali do wody krzycząc, że się nie uda, że inni próbowali i im nie wyszło. Że nikt nie wrócił. Moja teza była taka, że nikt nie wrócił tylko dlatego, że w innym mieście musiało być lepiej i każdy postanowił tam zostać. Niestety, to była tylko moja teza. W taki sposób straciliśmy pięć osób. Dodam tutaj, że nie dopłynęli oni do miasta, gdzieś musieli zagubić drogę powrotną gdzieś w tych mgłach. Ósmego dnia podróży zrobiło się zimniej, na wodzie zaczęły pojawiać się kry i lód. To nie wróżyło dobrze dla naszego statku. Po rozmowie z księciem doszliśmy do wniosku, że trzeba go spalić zanim będzie za późno. Dolny pokład podpaliliśmy dnia dziesiątego. Ludzie w panice zaczęli uciekać. Widziałem jak biedny dziennikarz ratował swoje książki o mało nie umierając w czeluściach lodowatej wody. Gdy i ja skoczyłem omal nie zemdlałem z zimna. Gdyby nie pingwiny wszyscy byśmy umarli. Poniosły nas na swoich grzbietach. Z tymi pingwinami to trzeba uważać, o ile ten, na którym płyniesz nie jest groźny to inne wokół niego swoimi ostrymi jak brzytwa skrzydłami mogą nieźle człowieka pokaleczyć. Te inteligentne zwierzątka doprowadziły nas do łódki. Po tym dniu zwanym przez nas ognistą pamiątką było nas o cztery osoby załogi mniej.
- Co za bzdury opowiadasz stary pijaku- aż się zdenerwowałem-, jakie pingwiny, po co paliliście okręt, to się kupy nie trzyma
- Zaczekaj- złapał mnie za rękę- daj mi tylko skończyć, a dam ci w nagrodę najcenniejszą rzecz, jaką mam
- Dobrze- spojrzałem na zegarek- mam jeszcze chwilę czasu

4, czyli piąte

Płynęliśmy starą łódką przez zgęstniałą wodę. Im dalej w głąb tym bardziej woda robiła się bardziej gęsta. Trzynastego dnia Johnowi Gintowi, staremu robotnikowi zaczęła swędzieć ręka. Szybko zastrzeliliśmy go wiedząc, co może się wydarzyć. Aż nastał dzień piętnasty. Nasza ocalała dziesiątka stanęła na suchym lądzie. Nazwa ląd to może przesada, ale ten kawałem ziemi o wymiarze 10 na 10 metrów z dziurą pośrodku fascynował nas. Bez namysłu weszliśmy prosto do środka. Po kilkumetrowym spadaniu, które przyniosło dwie nowe ofiary ujrzeliśmy podziemną grotę. W oddali widać było przejście. Koło niego jakieś tajemnicze napisy. Książe wiedział, że kolej na jego śmierć. Podszedł do skrzynki. Otworzył ją i dzięki jego bohaterskiemu wyczynowi mogliśmy przejść dalej. Tylko ja spojrzałem na biednego księcia, który robił się coraz czarniejszy, a jego zapach zaczął przypominać zapach pieczonego kurczaka. Doszliśmy wreszcie do końca tunelu. Gdzieś zaginął dziennikarz i jeden z załogi. Nasza piątka wydostała się na powietrze. Zobaczyliśmy pokój dziecięcy, który był wytapetowany w biało- czerwone misie. Zaczęliśmy kuć jedną ze ścian z nadzieją na wydostanie się stamtąd. Mnie pierwszemu udało się to, z oddali słyszałem jakieś strzały, huk, krzyk. A ja spadałem i spadałem.
...
Tylko mi udało się wrócić cało z tej wyprawy.

2.
To już koniec historii pomyślałem. Co też alkohol może zrobić z człowiekiem.
- Dam panu to - rzekł starzec- najcenniejszą rzecz, którą mam.
Pijak zaczął szukać pod pazuchą, wreszcie przed oczami zobaczyłem, starą, nadgniłą, skórzaną księgę
- Niech pan weźmie- powiedział- niech nikt nie zapomni historii statku Exdukin i jego kapitana Jarga Vinta, a potem naszej wyprawy. Niech pan opowie o tym każdemu kogo pan spotka...
Rzeczywiście, to był pamiętnik Jarga Vinta, a na końcowych stronach dopisana historia wyprawy opisana przez niejakiego Gerga Vin Fana.
- George Vin Fan, dobry dziennikarz, miał talent- rzekł starzec który chwilę później odszedł szukając jakiś drobnych na wino, a ja tymczasem poszedłem szarą alejką w poszukiwaniu swojego przyjaciela.


Koniec
Š 2000

Dla K...

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur