poeta podmiejskich linii na luźnych kartkach daje wyraz plami tłuszczem fast foodów wyciera usta cudzymi płaszczami
wszystko skończone dokładne jak obłożony nalotem język chrypi gdy robią z mózgu wydmuszkę pieprzy się
na uprawianie nie ma czasu karzeł w szytym na miarę szlafroku wali w ścianę pokoju z twardymi kozetkami za friko
trudno odpalić papierosa pod wiatr tli się tylko z jednej strony niewygoda sytuacji na pustym przystanku nie ma kogo prosić o ogień
złote strzały w motelach piórem na naboje błoto układa się w mapę Meksyk pod stopami
okruchy wydrapane z ciała tracą termin ważności wystarczy zmyć pod bieżącą wodą znieczulić środkiem doustnym
poeta podmiejskich linii ma tylko dziesięć przystanków
|