Nasze dłonie zapędziły się w kody binarne,
od punktu do nieskończoności. Znów tasujesz paragony
za zużyte zachowania - rachunki prawdopodobieństwa
przewrotu, przetworzone efekty cieplarniane ciekną przez
palce, jak kurze białko. Starannie odkładasz mnie na jutro,
złożoną, jak dłonie do modlitwy ociekam cenzurą,
chorobliwą ambicją nadgorliwych kobiet bojących się
staropanieństwa. Teraz zasypiasz równolegle ze mną,
w tym samym miejscu, w którym jeszcze rok temu
milczeniem kończyłeś nasz każdy akt bezpłciowy. |