Tylko metr sześćdziesiąt trzy i osiem milimetrów
a zaokrąglasz mnie do kanciastej czwórki, bo
tak wygodniej sobie wyobrazić miejsca, w których
zwykłeś bywać – palec po palcu odrywasz suchą
skórę od szyby zarośniętej pod powieką.
Obrzęk wypełnił pusty fotel – już prawie się
nie mieszczę w braku pozwoleń na rację bytu,
nie wymagam kreatywności ale tak po
ludzku bledną mi kolejne rozstania, nie
rozróżniam ich i wciąż nie lubię przyzwyczajeń
i dzielenia nas na dwa odrębne gatunki.
Sumienie przestaje pracować odkąd
upijam je słodkim piwem. Kaca brak.
jeszcze kilka lat i przestanę wierzyć. |