Pełznę do wierzchołka dnia
wzdłuż swoich myśli o tobie,
by opleść się wokół twych żył.
Przemykam pomiędzy szarymi kartkami,
rozdzieram łopot miasta,
bo chcę się otulić chwilą
po zgaszeniu światła.
A z rana krople na ławkach w parku
i kreski gałęzi zza szyby
i smuga zapachu kawy nad tym wszystkim.
|