nażarty do obrzydzenia
jedziesz do lekarza
jego śmieszna twarz
ma znamiona arcydzieła
przepisuje ci czopki do oczu,
pigułki od uszu i wodę kolońską,
jako miły prezencik ;
dla policzków po goleniu,
jesteś rozbawiony tym miłym
zaparciem, twardym brzuchem
i rozkojarzonym spojrzeniem,
które niczego nie pojmuje,
twój pies jest tak wierny,
póki nie skoczy ci do gardła,
nie pogryzie księżyca
swoim wyciem i nie narobi
na perski dywan,
który kochasz tak bardzo
jak kochanie się między
jego kolorowymi wzorami,
z tego doktora to istny
szarlatan,nie mogę już
patrzeć na równo obstrzyżone
trawniki włosów, słuchać
dziwnych wewnętrznych dźwięków
ani rozdymać policzków wypełnionych
powietrzem z butli natury,
za to mogę żreć całe dnie
i to mnie rozluźnia
po całym dniu na mieście,
po całym dniu w rozmowach,
od których dostaję zaparcia
i nie mogę niczego tknąć
tak wszystko we mnie zamiera |