***
dzień zasypia i tylko ciemne iskry ptaków witają
spóźniony księżyc
i jest mi dobrze
leżę z opasłym brzuchem
i wylewam się myślami z okien
w pogoni za tą nocą
za czymś tak niedoścignionym
jak
rzeczywiście nieistotnym
i ciągnie się ta gra
w której nie zamierzałem
nigdy
brać udziału i bez przygotowań
wciąż dane jest mi
przebijać głową ściany
szklanej klatki
przeznaczenia
i leżę z tym opasłym brzuchem
i już mi nawet oczy puchną od
nadmiaru i papierosy
wypalam do połowy gasząc
niedopałki na swoich
rękach
głowie
twarzy
i jest mi jednak źle z tym opasłym
tomem moich lędźwi
który napakowany zbytecznym
złomem
wypala myśl że to jest
właśnie niedosyt
i kiedy zobaczyłem jak
ojciec pewnej rodziny
rozdziera rzemień od spodni
na pięć równych części
i kropi do smaku octem
i podsuwa dzieciom
i żonie na płaskich
dłoniach biedy
(na innym programie biskup
oblizywał tłuste macki)
wtedy wróciła mi pewność
że bóg to sprytny
wymysł i zaprzęgnięty
w chomonto prawd wiary
robi dobrą robotę w ceglanej
wieży złotego tabernakulum
wodząc za nos starsze
damy z datkami na poczet
nieba
tam i z powrotem
i wtedy coś we mnie
pęka i jednak
na przekór
próbuję walki z własnym
ja
wmawiając sobie że to nie bankier
nie urzędnik nie ksiądz
nie rząd wojsko i ludzkość
tylko ja sam
najmniejszy z małych
proch w oczach świata
zemsta za nic
uwielbienie niedoskonałości
synteza wszelkiego
robactwa -
jestem największym
z idiotów
bo przecież niepotrzebnie się
tak
zastanawiam |