Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

marcin jerzy moneta

Kapelusz

Tadzio lubił pociągi. Całymi dniami kręcił się w okolicach stacji PKP. Latem przesiadywał na
peronowej ławeczce, zimą chował się w poczekalni i przez szybę oglądał wysiadających ludzi.
Wszyscy w miasteczku wiedzieli o tadziowym hobby. Przy piwie opowiadano sobie, jak to Tadzio
znał na pamięć cały rozkład jazdy. Niektórzy twierdzili nawet, że z samego odgłosu hamowania
potrafił rozpoznać konkretny pociąg. Czasem jakieś dzieci darły się za nim na ulicy: — Ej,
kolejarz! O której przyjedzie Zakopane? — on jednak nie odpowiadał.
Jeśli chciało się spotkać Tadzia, wystarczyło pójść w stronę nasypu kolejowego. Był tam na pewno.
Mógł stać na mostku nad rzeczką i wrzucać w jej nurt pozbierane z torów kamienie albo spacerował
wzdłuż szyn i podziwiał widok na łąki za miastem.
Lecz najważniejsze były pociągi. Gdy tylko na horyzoncie pojawiał się zarys metalowej
dżdżownicy, Tadek już siedział na stacji. Interesowali go ludzie. Z cichym zaciekawieniem
obserwował jak wysypywali się przez wąskie drzwi żelaznej maszyny, jak uważnie schodzili po
metalowych schodkach i jak pewnie stawiali stopy na peronowym gruncie.
Mieszkańcy miasta wracający codziennie z pracy wiedzieli, że na stacji przywita ich Tadzio.
Niektórzy zatrzymywali się na chwilkę, zapalali papierosa i zamieniali z nim kilka zdań. Jednak
miejscowi byli nudni. Tadek uwielbiał pociągi z daleka, najlepiej jeszcze w wakacje albo na święta.
Wtedy mógł do woli przypatrywać się nowym twarzom w niecodziennych strojach i z wielkimi
torbami podróżnymi. Mały skrawek cichej z reguły stacyjki robił się ciasny i głośny jak w niedzielę
handlową. Aż czasami nie wiedział Tadek na czym powinien skupić swoją uwagę. Czy obserwować
starszego mężczyznę taszczącego walizkę z kolorową zagraniczną naklejką, czy może ciekawsza
jest kobieta, która właśnie kupuje soczek w kartoniku?
Nigdy nie próbował z nikim rozmawiać, jednak ci obcy, tajemniczo wrzuceni do jego świata,
ludzie, absorbowali go w zupełności. Po każdej wizycie na stacji długo jeszcze myślał o tym skąd
się wzięli, gdzie pracują i jacy są. Czasami nawet układał w głowie historyjki wyobrażając sobie
ludzi z peronu jako bohaterów.
Pewnego letniego wieczoru z pociągu wysiadły dwie osoby — kobieta i mężczyzna. Nie
zachowywali się jak inni podróżni, nie biegli szybko na autobus albo po taksówkę. Jakby nie
interesowała ich ciepła herbata i dobra kolacja po długim pobycie w pociągu. Zajęci rozmową
powoli przechadzali się po peronie.
Kobieta miała na głowie duży, biały kapelusz. Tadek nigdy nie widział takiego kapelusza. Żadna
baba w miasteczku nie nosiła czegoś takiego. Nieznajoma stąpała powoli i jakby z wielką uwagą.
Jej chód wydawał się tak różny od przyciężkawego pełzania miejscowych sprzedawczyń ze sklepu
mięsnego, nie był też tak chaotyczny i nerwowy jak kroki tutejszych dziewczyn. Tadek zastanawiał
się, czy tam skąd pochodzi ta przyjezdna, wszystkie panie noszą na głowie tak duże kapelusze, i ile
mógłby taki kapelusz kosztować. Czy dałoby się go zamienić na butelkę siarczystego wina?
Pomyślał też, że chciałby aby i jego wybranka chodziła w takim kapeluszu.
Towarzysz kobiety był wysokim, barczystym mężczyzną. Posturą przypominał niektórych
robotników z miasteczka. Jego ręce nie były jednak tak pocięte i wydawało się, że nigdy nie
trzymał w nich pięciokilowego pustaka. Nieznajomi w pewnym momencie skierowali swe kroki w
stronę tadziowej ławki.
— Przepraszam, nie wie pan o której przyjedzie pociąg na Szczecin, mamy przesiadkę? — głos
kobiety brzmiał dostojnie ale przyjemnie. O tak, Tadzio wiedział kiedy przyjedzie Szczecin.
Rzeczywiście znał cały rozkład na pamięć.
Usiedli obok Tadka na ławce. Na chwilę poczuł się obezwładniony. Jakaś siła w żołądku
promieniowała na całe ciało napinając wszystkie mięśnie. Bał się poruszyć. Za wszelka cenę nie
chciał też by ci obcy ludzie odkryli, że są obserwowani. Ukradkiem zerkał w ich stronę
przypatrując się jak wspólnie wypalali jakiegoś dziwnego papierosa o nietypowym zapachu. Ich
rozmowa była wesoła, często przerywana salwą wspólnego śmiechu. Chwilami milkli zwierając
swe usta w pocałunku. W pewnym momencie stację wypełnił pisk. Szczecin głośno powiadomił o
swoim przybyciu. Para nieznajomych poderwała się z ławeczki, by za chwilę zniknąć w czeluściach
dżdżownicy.
Tadek pozostał sam. Tego wieczoru długo jeszcze siedział na ławeczce. Myślał o kobiecie, o jej
wielkim kapeluszu i o dziwnym papierosie, którego paliła wspólnie ze swym towarzyszem.
Pierwszy raz zapragnął opuścić cichą stacyjkę i podążyć szlakiem białego kapelusza. Jak długo
oczekiwał świata na małej powierzchni peronu !
Przez cały następny dzień Tadka nie było na stacji. Zjawił się dopiero wieczorem. Nie usiadł na
ławeczce. Kręcił się w kółko po peronie, zerkając w stronę torów. Pisk hamującego Szczecina był
taki sam, jak wczoraj. Wypełnił całą stację, tak jakby już na zawsze chciał przegnać mieszkającą na
niej ciszę.
Tadek szybko wgramolił się do środka. Oparty o szybę obserwował oddalanie się peronu, rzeczki i
nasypu kolejowego . Z boku na wąskim wagonowym korytarzyku jakiś gruby facet palił papierosa.
Z pewnym rozczarowaniem stwierdził Tadek, że był to zwykły papieros i nie pachniał tak wspaniale
jak tamten wczoraj na stacji. Patrząc na szare firanki zasłaniające uśpionych ludzi w przedziale,
myślał o podróży, o brudnych pociągach jadących do niesamowitych krajów i o oczekiwaniu —
jedynej rzeczy którą można robić podczas podróży. On czekał na krainę białych, wielkich,
damskich kapeluszy.
Niebieski mundur konduktora przerwał na chwilę stagnację w wagonowym korytarzyku. Grubas z
papierosem wylegitymował się szybko i skrupulatnie.
— Kontrola biletów chłopcze — Tadek poczuł zapach przepoconego ubrania. Zauważył jak bardzo
niebieski mundur konduktora różnił się od wielkiego, białego kapelusza. Szybko też zrozumiał
dlaczego musiał wysiąść. Nie chodziło tylko o to, że nie miał biletu. Na dalszą jazdę nie pozwolił
mu prosty, zwykły, przesiąknięty potem strój, taki sam jak tysiące innych, tak podobny do ubrań
robotników budowlanych. Wielki biały kapelusz był za daleko. Nie do przeskoczenia przez nudę i
smród stroju roboczego.
Tadek wysiadł w Lipkach, pięć kilometrów od miasteczka. Nad ranem doszedł do domu. Już nigdy
nie pojawił się na stacji.
 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur