Cegła - Literatura - Proza - Poezja
100 000 KSIĄŻEK NA WWW.TAJNEKOMPLETY.PL !!!
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Marcin Karmel

Cena spokoju

Cena spokoju 

Studentem niezmąconej natury był to człowiek. Nawet można się ośmielić i powiedzieć, że poza byciem duszą towarzystwa był dobrym przyjacielem, nawet dla kobiet. Studia powoli leciały, czasem jako smutne noce przepędzone na nauce, ale głównie z radością zalewane alkoholickie wyprawy. Wszak studia zobowiązują.

W życiu swoim tak naprawdę jedynie skromnym człowieczkiem był, bo szarość jego osiągnięć była bardzo blada, a jeśli wyróżniał się z tłumu to jedynie z powodu pięknej sylwetki. Takie życie nie obfituje w nic strasznie wspaniałego, ale też nie potrafi przynieść prawdziwego rozczarowania.

Wieczór spokojem starał się zanęcić, gdzieś w oddali czekało parę rozdziałów książki, albo dawno odkładany na półeczkę film. Jednakże Pan nie dał za wygraną. Przeszedł kroków kilka i znalazł się w być może pokoju, ale raczej winno zwad się to klitką na odpadki i ich właścicieli. Siedziało kilka zasępionych Postaci wokół stołu, który zdobyczą wytargany z placu budowy, był niczym więcej jak tylko ogromną szpulą na jakieś przewodziska.

Postaci poruszyły się na widok Pana, ale niespecjalnie jego osoba zdziwiła Postacie. Tak więc od pierdołek z kurtuazyjnego słownika przeszły dysputy na tory bardziej męski. Z lekkością ekspedycja podjęła wyprawę w niezbadane odmęty miasta, które zdążyło się schować w noc jakby przeczuwając, że tej nocy znowu wyruszą. Zaczepili się w sklepie o parę puszek, które następnego dnia przynoszą suchoty w gardle i głowie. Ekspedycja ciągnęła się dziwnymi miejscami. Krążyli zdecydowanie niezbornie, kompletnie niezdolni ustalić rzeczywistego celu wyprawy, który w głębi duszy był im i tak wiadomy, wszak nieśli go w sobie i w rękach ściskali. Tak oszukując się dobrnęli do skupiska drzew różnych, a że drzewa wyjątkowo na sercu im leżały, tam i oni się położyli.

Jednakże jeden z Postaci nadwyraz pobudzony i nadmiernie spocony nie potrafił się oprzeć klimatowi. Cofnął się do czasów, których pamiętać nie może, wrócił na Łono Mamutów do czasów jaskiń, potem poczuł się Wielkim Gladiatorem, który walczył z bestiami i innymi mordercami. Po takim mentalnym wojażu w głowie pozostało niezatarte wspomnienie samczej dominacji. Tak Postaci i Pan postanowili spróbować swoich sił w zapasach. Latały bezwładne ciała, ściskali się i pocili. Aż smrodem swoim mogli rysować na trawie różne malunki. Dziwnym zrządzeniem losu, a właściwie może zmęczeniem i zamglonym spojrzeniem powodowani, zapasy odbywały się ledwie metr jeden obok ścieżki. Ścieżka wyglądała na raczej prywatną niż państwową. Ślicznie utrzymana, a jej gryps lśnił nawet nocą. Każdy kamyczek miał tam swoje miejsce, tworząc spójną mozaikę całości. Tak więc kiedy zapasy wymknęły się z kontroli i w swej pełnej wulgarności klasie przeniosły na chodniczek, momentalnie błysnęły światła reflektorów wymierzone w twarze sprawców. Och, miny mieli raczej zdziwione, wręcz nie zdali sobie sprawy, co tak naprawdę się stało, a to napełniło ich jeszcze większą grozą. Postaci szybkimi ruchami powstali wszyscy w trójkę i baczno się prezentowali. Teraz pozostał tylko jeden reflektor. Skulony, pośród zniszczeń leżał niezbyt spokojnie Pan. Oddech miał ciężki i świtem przeszywający. Zaraz rozjaśniło się jeszcze bardziej, bo toż Strużyna biedny przykuśtykał rażony szamotaniny krzykami. Strużyna musiał pomóc Panu wstać i Pana tak postawionego lustrował. Wszyscy sobie poszczędzili słów i milczeniem zatoczyli koło.

Pana ze snu błogiego i ciepłego wyrwał krzyk jednego z Postaci, mniejszego niż inicjator zapasów, ale o powierzchowności zdecydowanie bardziej gnuśnej i ciemnej. Krzyk był objawem strachu, ale zasiał paranoję u Pana również. Wstał, a ustać ciężko było na dygocących nogach. Okazało się, że Strużyna znalazł ich i domaga się satysfakcji z racji zniszczenia ścieżki oraz nocnego budzenia. Pan w trakcie rozmowy ze Strużyną stał jak ciepła kluska, z trudem wyciskał z siebie słowa, a wszystko przeplatane było boleścią. Postanowił od razu udać się na miejsce rozboju w celu zadośduczynienia. Obraz jaki tam odnalazł srodze go zdziwił. Ścieżka pokryta kompletnym nieładem, dotychczas białe grypsiki utytłane sokami z trawy, brak było już symetrii i linii pięknie poziomej dla stóp, był jedynie wielki, rozorany kanion spustoszenia.

Pan uklęknął i spokojnie przenosił białe kamyczki, po jednym do ręki biorąc, na ścieżkę z powrotem. Umęczył się tym, a jeszcze ścieżkę wypadało wypoziomować. Tak minęło mu jeszcze kilka godzin. Strużyna ponownie nic nie powiedział, a Pan postanowił wrócić do mieszkania, gdyż ciało domagało się odpoczynku.

Ponownie obudził go krzyk, od tej samej posępnej mordy. Okazało się, że Strużyna był jedynie czubkiem góry lodowej, a uprzątnięcie chodniczka nie było wystarczające w wykonaniu Pana. Praca powinna objąć oczyszczenie zbrudzonych grypsików, bo wymiana nie wchodziła w grę, gdyż cała ścieżka musiałaby zmienić kolorystykę, a Pan zamożnym studentem nie był. Do wykonania pozostaje jeszcze wiele prac dekoratorskich, o których ani Postać, ani Pan bladego pojęcia nie mają więc będą musieli kogoś do tego nająć.

Pan poczuł jak zaczyna w nim coś gnid. Pot wylewał mu się pod pachą i nie chcąc pogarszać tego efektu siedział ze ściśniętymi ramionami blisko tułowia. Umysł brodził w gęstej cieczy, nie potrafił wyciągnąć logicznych wniosków, z tego co właśnie miało miejsce. Uciekł w krainę snu. Położył się i z zamkniętymi oczami, cichutko leżał. Sen nie przyszedł łatwo, każdy szmer, najmniejsze pisknięcie drzwi było zwiastunem złych wiadomości, przed którymi właśnie chciał uciec. Jak to sen przyszedł, ciężko określić kiedy.

Kolejny dzień Pan spędził na przeprosinach, co sprawiło, że twarz miał bardzo napuchniętą, a żołądek skamieniały. Przeprosił Strużynę, ale ten nieustępliwy w swoich żądaniach, w pełni słusznych i uzasadnionych pretensji, czekał na naprawę chodniczka. Tak więc uciekł Pan i siedział cały dzień nad rzeką, chłonąc hipnotyczne kołysanie lekkich, praktycznie niewidocznych fali. Wieczór wygnał go chłodem do domu. Na szczęście w domu Postacie upojone ponownie leżeli cichutko pośród swoich śmieci. Pan położył się na plecach, oczu nawet nie zamykając szeptał: „Proszę o spokój, o nic więcej. Tylko spokój. Teraz nawet obcy ludzie na ulicy patrzą na mnie jakby wiedzieli, że to dzięki mnie uszkodzony jest chodniczek, a cierpią na tym niepomiernie, bo złe to było. Och, a znikąd pomocy, gdybym mógł się tak po prostu wypłakać, zrobić cokolwiek, żeby to ze mnie zeszło. Nie dam rady tego dokonać, może będę udawał, że wszystko załatwione. Tak…”.

Tym razem krzyk żaden go nie zbudził, a jedynie łagodnym kołysaniem budzik oznajmiał swoje zniecierpliwienie. Pan obudził się mokry, skóra jego kleiła się, bo całą noc dygoty wyciągnęły z niego mnóstwo potu. Dzień minął miło, ale coś cały czas jakby czaiło się za Pana plecami. Najgorszym jednak pozostawał odgłos dzwonka do drzwi. Działał na niego dwojako. Czasem stawał na baczność i zesztywniały cały nasłuchiwał z zapartym tchem każdego kolejnego dźwięku. Częściej szybko kładł się do łóżka, w pełni ubrany i zasypiał kamiennym snem.

Co dziwniejsze może się wydawać, całe zajście jednej nocy odcisnęło piętno na każdym z uczestników. Nawet Postać, ten Trzeci, o którym jeszcze nic nie mówiono. Ten człowiek zawsze był cichy, ale tamtej nocy i on uległ zezwierzęceniu, a klątwa ciąży na nim do dzisiaj. Otępiony snuje się, a w jego humorze jedynie wyczuć można jak bardzo się zmienił, jak słabym człowiekiem jest i jak daleko posunęła się mutacja. Żarty miał wcześniej ironiczne, głównie w angielskim stylu, które zdecydowanie świadczyły o skrywanej inteligencji. Zostały te perełki wyparte czymś, co bardzo by chciało dalej je udawać, ale nie może się powstrzymać i wychodzi na twarz Trzeciego uśmiechem o zielonych i krzywych zębach.

Postać, który wymyślił zabawę, gdyby mógł mówiłby jedynie o swoim nieudanym akwarium. Jego ogromną pasją była hodowla egzotycznych rybek, ale nie potrafił zdobyć się na odpowiednie przygotowanie. Nie kupił ani szklanego pudła, ni rybek. Co dawało mu ogromne pole do użalania się nad swoją osobą, bo los nie oszczędził go i odebrał mu pasję. Tymczasem życie toczyło się dalej z niezrozumiałych dla niego powodów.

Postać, który krzyczał jedynie praktycznie pozostał niezmieniony. Pan jednak nabierał coraz więcej dystansu do jego osoby. Wyczuwał instynktownie, że Postać coś przed nim chowa i nie jest w pełni szczery. Zresztą jak się potem okazało, Pan nie sądził bezpodstawnie…

Magiczna osoba Ciotki wkroczyła na scenę. Mówiono o niej, że jest duża z racji gabarytów tuszy i mądra z racji wieku. Tak więc Ciotka Postaci przynosiła przez Postać wiadomości do Pana, który powinien się ich słuchać, gdyż początkowo brzmiały sensownie. Zresztą Pan był zbyt wyczerpany, żeby nie chwycić się czegokolwiek, co mogłoby go wyzwolić od ciężaru. Jednym z zaleceniem Ciotki było wykupienie ubezpieczenia. Wówczas ubezpieczyciele wzięliby na swoje barki kłopot ścieżki, a Pan co najwyżej mógłby przyjść i zobaczyć ostateczny efekt. Pan zabłysnął oczami, wspaniała była to dla niego wiadomość, bo wreszcie ktoś weźmie jego odpowiedzialność na siebie. Jednak co wieczorne walki z myślami przyniosły jedno pytanie, które sprawiło, że rozorany umysł nie potrafił już usnąć: „Jak ubezpieczenie może działać w przeszłość? Przecież nie miałem go wtedy, jak ma mi pomóc?”. Jednak według zapewnień ciotki wszystko miało być tip-top, w końcu ma koneksje tak daleko sięgające, że widziała prezydenta, to ubezpieczenie z działaniem wstecz nie będzie niczym wyjątkowym. Pan chętnie wyciągnął parę tłustszych banknotów i przekazał je Postaci, ten załatwił ubezpieczenie. Pan nawet nie był pewien, czy istniał jakikolwiek ubezpieczyciel, zwłaszcza, że Ciotka też wydawała się być raczej wirtualnym stworem… Paranoja zatoczyła największy krąg, kiedy okazało się, że szkody po wycenie ubezpieczenia Pan będzie musiał sam pokryć.

Kolejny dzień Pan spędził zakopany pomiędzy poduszkami i kołdrą. Wstawał jedynie, żeby skorzystać z toalety, czy też zjeść coś. Spokój nie został uszanowany i krzyk rozdarł powietrze, żeby spaść prosto na głowę. Pan z zapadniętymi oczami popatrzył w stronę Postaci. Wysłuchał niemo kolejnej porcji informacji od Ciotki, która pozdrawiała i sugerowała tym razem wynajęcie ekipy, gdyż inaczej sąd i więzienie czekają na Pana. Tak więc Pan zadzwonił i umówił się z firmą Krasnala, która specjalizowała się w ścieżkach i chodnikach. Umówieni na dzień następny srogą cenę ustalili za tych parę metrów zabawy. Tak więc Pan kolejny raz sięgając portfela, zamiast wyciągnąć pliczek jeszcze ciepłych druczków z królami, sięgnął dna. Pytania o pieniądze nigdy nie są łatwe, zwłaszcza jeśli rozmawiasz o nich z Postaciami. Jednak Postacie uparcie twierdzili, iż są doszczętnie spłukani. Wtem cudem, przekaz pocztowy spłynął i usiadł spokojnie na kolanie Pana, a tam dawno zapomniany brat przesłał pieniądze dla głodującego studenta. Pan spłacił Krasnala i robota została wykonana. Musi minąć

pewien czas zanim jednak wszystko będzie skończone. Grypsik musi wyschnąć, a to potrwa kilka dobrych dni, a kto wie czy nie tygodni. Wówczas Pan będzie musiał odtworzyć mozaikę. Nawet to nie gwarantuje, że uwolni się od tej cuchnącej sprawy. Wszystko leży w kompetencjach Strużyny, a i ten ma swoich zwierzchników, których praca Pana musi zadowolić.

Pan wymęczony nie wiele myśląc położył się ponownie spad, nie mogąc wprost znieść szarości zaokiennej i kolejnych bezpłodnych minut. Sen jego trwał ponad piętnaście godzin. Gdy wstał wcale nie czuł zmiany. Jednym wprawnym ruchem mógłby się ponownie uwalić na łóżku i znowu pogrążył się w śnie. Lecz nie zrobił tego. Co ciekawe, w kuchni czekał na niego Brat, który złożył mu niezapowiedzianą wizytę. Pan wielce rad z takiego gościa zaraz postanowił go zaprosić na kawę. Lecz w drodze uzmysłowił sobie, że przecież nie ma ani grosza przy duszy. Przeprosił Brata i chciał wracać do mieszkania- spad. Jego ucieczką od każdego problemu był sen. Tymczasem Brat zaczął zadawać pytania, a Pan nie chcąc kłamać opowiedział w jaki sposób stracił wszystkie pieniądze:

- Przestań się z tego śmiać to poważna sprawa- mówił Brat, a głowa jego napuchła do rozmiarów ogromnego balona.

- Właśnie o to chodzi, że się nie śmieje to jest paniczna reakcja na strach- odpowiedział Pan przez śmiech.

- Jak zamierzasz odzyskać te pieniądze, przecież kupę kasy w to włożyłeś?

- Pieniądze rzecz nabyta- ripostuje Pan.

- Nie masz za co żyd. Prawda?

- Mam jeszcze parę zaskórniaków, ale po nie muszę jechać daleko, a teraz nie mogę się stąd ruszyć ani na krok, na wypadek jakby Strużyna czegoś chciał.

- No to o tyle dobrze. Pamiętaj, że jakbyś potrzebował pieniędzy to postaram się ci pomóc.

- Dzięki. Ale wiesz… wcale nie żałuje tych pieniędzy. Wsadziłbym drugie tyle, a nawet popadłbym w długi, gdybym tylko mógł sobie kupić spokój.

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur