Tuż za szlabanem świeżo przymkniętych powiek
psy się czają u progu miski. Szczerzą kły na wyraźne
objawy braku altruizmu, cóż te kilkanaście gram
szczęścia nie wystarczy nawet na pełny talerz.
Warczą urażone, ale nad tym do porządku dziennego
kiedy natrętne scenki nie pozwalają wyśnić pięknych
kobiet w wyuzdanych pozach. Świat jest mały, jeśli
przywiezie się go na cmentarz. I przysypie świeżą ziemią.
Nie przychylę nikomu nieba, drabina za krótka i święci
mogliby się nie posiadać z oburzenia. Znacznie bardziej
przyziemny myślę o pełnym żołądku i resztkach włażących
w zęby. Jeszcze bym może zaznał ciut perwersji, kilka
rozpasań, smaczek gromkich na zdrowie, cierpkość kaca.
Zapach zmiętej pościeli o poranku, poetyckie upadki
z krzesła, od nadmiaru natchnienia. W końcu na potępienie
też trzeba zasłużyć.
Na razie pobudka, krwista wątróbka z cebulą
na bardzo późne śniadanie. |