Poeta rodzi się – w bólach. I w kuluarach niedomówień.
Achtung. Wysoka kultura. Baczność, czapki z głów
i salut. Wierszem do dołu w kopercie za złotówkę
i dwadzieścia groszy. Prawie jak haracz, ale cóż zrobić,
pokłosie konkursu na najlepszy aparat mowy.
Potem będą tylko słowa lepkie niczym klej kostny,
cienka granica absurdu i przekupni celnicy.
Nie ma co płakać nad utraconą cnotą, jest bardzo
tania. Leży na półce obok filozofii domokrążców,
o przepraszam – przedstawicieli handlowych.
Więc do dna, wypijmy gorycz, bez dosładzania. Jutro
będzie moralny, ale co tam. Damy radę skazani na talent.
Przynajmniej tak się wydaje. Co niektórym. Znowu trzeba
skoczyć po flaszkę. Najtańszą. I długopis, do zapisania
listy bieżących wydatków, mową niepowiązaną. |