I
Nigdy nie pragnąłem otworzyć tych drzwi
Nie chciałem nawet się do nich zbliżać
Lecz rzeczywistość nie jest życzeń sługą -
Pewnego dnia obudziłem się oparty o nie
Musiałem przekroczyć ich wysoki próg
Choć umysł wzbraniał się przed tym krokiem
Pchał mnie ku niemu mój instynkt życia
Oraz resztki zwykłej przyzwoitości -
Ktoś na mnie liczył - nie mogłem zawieść
Skoro mimo wszystko przy mnie wytrwali
II
Powoli odrzwia się otworzyły
Przywitał mnie ciepły uśmiech
Wszedłem spokojnie i zdecydowanie
Otoczony przez postacie w bieli
Szczęk zamka miękka podłoga
Umysł chemicznie uspokojony
Zapada w ciemność bez snów
Pierwszą od tak wielu lat |