Te pół roku wspominam jako długi seans:
ciemny kąt, który nie przestawał być obcy,
uśmiechnięte twarze, z którymi nie zdążyłem się oswoić,
podświetlone płatki śniegu na tle ciemnych ulic.
Rytm tego czasu można by odmierzać
porannymi skokami.
- wystarczyło kilka minut wcześniej,
żeby wskoczyć pierwszy, zburzyć nieruchomą taflę.
Wynurzałem się i patrzyłem,
jak fala zmienia sześcienną bryłę w wodę.
Utkwiły w pamięci momenty pełne sztucznego światła,
albo przygaszonego, zimowego.
Oglądany w przyspieszeniu chlupotałby rytmicznie,
na przemian z mrocznym milczeniem.
|