Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

maria liban

idę ulicą spotykam jego

Idę ulica spotykam jego, rzucającego kamieniami, zabij go zabij, powiedział mi, wręczył kamienie, zabij to rasista, ignorant, nacjonalista, męski szowinista, obywatel Żmija.
Postanowiłam go zabić rzuciłam w niego kamieniem, rzuciłam następnym, przyjechała policja aresztowała mnie, wyrywając się rzucałam kolejne kamienie on podskakiwał i krzyczał.
Weszliśmy w bramę kamienicy, w oficynie była ławeczka, siedziała na niej Tola, koleżanka z terapii dla narkomanów, on- zabity obywatel Żmija dziwnie żyjący, dziwnie głowę pochylający, oni wydadzą na mnie wyrok. Policja miała swoje biuro w środku na klatce. Wchodzę. Zaraz przed schodami klatki, jest stół przy którym siedzi dwóch policjantów. Wypraszają mnie, każą czekać na zewnątrz. Do końca życia będę w więzieniu, do końca życia będę w więzieniu. Co to za życie?  Wychodzę drugą bramą kamienicy, wołam Tolę. Wychodzimy na podwórko, patrz tam jest wyjście pomóż mi Tola, nie mogę spędzić reszty życia w więzieniu. Nie, nie uciekaj, wracaj!-mówi Tola. Kurwa zwariowała, zaraz będę miała przez nią przypał. W końcu Tola zawróciła do kamienicy. Powiedziała na odchodne: Nie mogę tego zrobić. Czułam że idzie przyszpiclować, nie potrzebnie jej mówiłam, teraz to postanowiła być nagle uczciwa nie wchodzić w układy, widziałam oczami przeczuć jak mówi, że zwiewam. Kurwa ile mam czasu? 2 sekundy, półtorej, jedną. O jest brama, przeskoczę, tylko drut kolczasty na niej.  Boże budka, cieć, raz kozie śmierć, muszę przejść może nie zauważy. Nadziałam się na ten drut, rozdarłam kurtkę, narobiłam tarabanu, na szczęście cieć spał jak zabity. Byłam na zewnątrz na kamienisto-żużlowo-betonowej drodze. Na lewo i prawo mijałam łąki, pola, lasy, wsie i wielkie metropolie. Biegłam, biegłam, oni zaraz będą, będą mnie gonić. Nie musiałam długo czekać, stój bo strzelam! Potem strzały. PAŁ.PAŁ. Świst. Świst. Dostałam w ramię. Nie, nie dam się, nie poddam, nie spędzę całego życia w więzieniu. Dostałam w ramię. Wpadłam w szał ucieczki. Ból był straszny. Ale biegłam dalej biegłam, aż wbiegłam w ciemność i oni już nie mogli mnie dostrzec. Ucieknę, ucieknę do Meksyku. Ale jak mam żyć ze świadomością, że zabiłam? Będę ćpać. Zabiłam, zabiłam, zabiłam.  Ćpać, ćpać, ćpać. Wrobili mnie. Czemu zabity składał przeciwko mnie zeznania, skoro był zabity? Jak mogłam zabić, rzucając kamieniami z tak dużej odległości? Tak, tylko w takim razie czemu do mnie strzelali? I co w ogóle robiła tam Tola? Kurwa zapomniałam, że policja ma moje dokumenty, bez dokumentów nie dostanę się do Meksyku. Przed oczyma pojawiały mi się tytuły na pierwszych stronach gazet, młoda rewolucjonistka zabiła ludzką gnidę. Przypomniała mi się historia Sary-włoszki, a właściwie polskiej żydówki, której rodzina wyemigrowała do Włoch, w czasie wojny, lub przed wojną, lub jakoś tak. Sara nie interesowała się Polską myślała o niej wszystko co najgorsze. Kochałam Sarę, Sara mnie rozdziewiczyła, fizycznie i mentalnie. Nosiła glany do kolan, i bat miała, i flek ubierała, kiedy chodziła na party sado-macho. Lecz gdy się z nią kochałam, odkrywałam w niej piękno i delikatność. Wtedy zdradziła mi dwie tajemnicę życia i jedną tajemnicę śmierci. Po pierwsze niczego się nie wstydź, bo wszyscy mają w sobie to samo, i tylko kiedy się wstydzisz, ludzie mogą zerwać kurtynę i cię skrzywdzić, a kiedy się nie wstydzisz i pokazujesz wszystko wprost nawet to co wstydliwe, to wtedy oni się wstydzą ci co cię słuchają, bo odnajdują w sobie to samo, lecz nie mają w sobie na to zgody. I miłość, pamiętaj żadna miłość nie jest grzechem. Nigdy nie daj wiary jeśli będą ci wciskać, że to grzech. A teraz muszę ci coś powiedzieć, nie wiesz czemu, jestem tu od 6 lat, i nie odwiedzam Włoch, i nie odwiedzam mojego Rzymu,  mojej rodziny. 6 lat temu wracałam z imprezy, z 4 koleżankami lesbijkami, wzięłyśmy bardzo dużo kokainy. Dorwałyśmy skinheada i zaczęłyśmy go bić, i kopać, straciłyśmy kontrolę nad sobą, kopałyśmy go glanami po głowie, skopałyśmy na śmierć. Dlatego musiałam uciec  i mieszkam tutaj. Przeszyły mnie dreszcze, przypomniało mi się jak rzuciłam się na nią z nożem, przecież  mogła mnie zabić, bo ja nie, dla mnie dostatecznym wyładowaniem frustracji było samo chwycenie noża, i krzyk, wystarczyło mi na ból i wstyd, gdybym wtedy wiedziała… Trzeba tu dodać że zanim pokochałam Sarę, nienawidziłam jej, ale tej nocy zapłodniła mnie i od tej chwili rosła we mnie Sara morderczyni-miłości. Kokaina uwalnia agresję. Wprowadza w szał. Zrozumiałam to dopiero jakiś czas później, kiedy schyliłam się, i usłyszałam za mną męski głos: Czemu nie golisz pleców? Kopnęłam go, potem znowu i znowu. Aż mnie zaczęli powstrzymywać. Za karby trzymali. Innym razem poszłam na pankowy koncert, ciągle zaczepiał mnie jakiś fiut, przechodziłam w inne miejsce sali, a on za mną tak w kółko, just fuck off o`right! Zaczął grać kolejny zespół, z wykopem, z wokalistkę zajebistą, jak sonic youth w najlepszych latach, a ten gostek bezczelny stanął przed mikrofonem, jakby świadomie chciał zblokować przepływ wyjebistej energii, zaczął coś wyć zapijaczonym głosem. Wokalistka przerwała powiedziała żeby sobie poszedł. A on znowu, pokazała mu faka, ale się nie zraził, skurwysynek rozwalał, tak zajebisty koncert, agresja we mnie rosła, w końcu nie wytrzymałam, podbiegłam i zasadziłam mu kopa, wokalistka podłapała i tez go kopnęła, kokaina trans agresji, tak skopałyśmy razem nachalnego biedaka. Sara we mnie dojrzewa. Znalazła podatny grunt. A więc uciekam do  Meksyku. Złapałam stopa do domu, czemu ich nie ma, nie śledzą mnie, może to ich sposób chcą żebym prześladowała się pytaniami, sprawdzają granice wytrzymałości, nie zabezpieczyli się, czy zaraz wyskoczą, przecież dom to pierwsze miejsce, tata i mama na mnie czekali, na szczęście w szufladzie był paszport, tata podał mi go pocałował mnie mocno, i powiedział, jedź słoneczko, jedź do meksyku, chwyciłam paszport i wybiegłam, pies szczekał. Co za szczęście mam szansę być wolna, skoro nie zabezpieczyli domu, może przez granicę też mnie przepuszczą, Złapałam stopa prosto do Francji, lamborghini, pędził jak szalony, wiał wiatr w twarz. Przekroczyliśmy granicę, jedną, drugą. Dzizaz co za fart. Jak to możliwe?? A może jednak wcale nie zabiłam tamtego gościa?
Kiedyś ugotowałam z Witkacym zupę z dyni, była przepyszna. Witkacy to był gość, ADHD, kwasy, hendrix, nitzche, skórzane spodnie, polowania, teraz już nie ma takich ludzi, Witkacy też nie jest już Witkacym. Kiedyś skwasiliśmy się: Witkacy, Huragan, Histeria, Piorun i Ja. Po wielu godzinach transu radości, zszedł stan zajebisty, i weszliśmy w stan psychicznego niedojebania. Usiedliśmy na klatce poniemieckiej kamienicy. Witek zaczął gadać o bezsensie, naszego istnienia, gadał, a my jeden po drugim odpadaliśmy, jedni płakali, ktoś wyrywał sobie włosy z głowy, ktoś zaczął krzyczeć, i wreszcie ktoś wstał i wybił szybę. Uwolniliśmy się z opętania Witkacego, gdyż trzeba było wiać. Wbiegliśmy do tramwaju, a w nim była babcia, z torbą taką jak ruscy mają na straganach, a w torbie pełno bułek, poczułam skręt żołądka i wymownie patrzyłam się na babcię, jej torbę i bułki, babcia odezwała się ciepłym głosem, głodni jesteście, dzieci moje, macie i podała każdemu po bułce. Nie wiem ile ta bułka miała, tydzień, dwa, miesiąc, a może tyle co sama babcia, twarda była jak głaz. Co mamy z nimi zrobić, wyrzucić  dar miłosierdzia? Czy łamać sobie zęby, a może nasączyć wodą i przełykać powoli z poszanowaniem tej okruszyny chleba, w kraju do którego tak tęsknił Norwid. Wyrzuciliśmy. A wtedy z zupą też mówił jak zawsze, chciałam go powstrzymać, ale czy myślenie można powstrzymać? Mówił jesteśmy tylko atomami, ruchem atomów, a w kosmosie niczym, nie tworzy żadnej różnicy, jeśli kogoś zabiję, nic to nie zmieni. Nie pamiętam dokładnie, ale dalej wchodził w temat, a ja byłam przerażona. Wtedy nie wiedziałam jeszcze ilu ludzi, w życiu zabiję. Nie mówiłam czemu nienawidziłam Sary, to bardzo proste, bo chciała mnie zabić. Była piekielnie sprytna i miała władzę. W rytmie klosterkeler władza to wielka siła, czasami też zabija… Czemu chciała mnie zabić? Bo dałam jej kochance, ketaminę mówiąc że to amfetamina, nie wzięła pod uwagę, że ktoś też dał mi ją, mówiąc że to amfa, że przecież kurwa nie chciałam. A kochanka pod wpływem ketaminy oszalała totalnie. Wspominałam że Sara nie cierpiała Polski i nie chciała mieć z nią nic do czynienia, tak, tak w każdym razie mówiła, ale kłamała, mówiła po polsku, a także potrafiła wszczepić pierwszą lekcję całemu tłumowi ludzi ze wszystkich stron świata. Pierwsza lekcja brzmiała „zabijcie ją”. Tak więc wszyscy powtarzali pilnie, to wyrażenie patrząc się na mnie opętańczym wzrokiem, Chińczycy, Anglicy, Australijczycy, Hiszpanie, Francuzi, Marokańczycy, mieszkańcy Bangladeszu, Pakistańczycy i tak dalej i tak dalej, wszyscy mówili „zabijcie ją”. Mówili, szeptali, krzyczeli, postanowiłam nie dać im się zabić, ale nie dało się od nich uciec, jedynym wyjściem było popełnić samobójstwo. Było jezioro, więc weszłam w nie, wchodziłam krok po kroku coraz głębiej i głębiej, głosy powoli ucichły. Nie pamiętam jak to się stało, obudziłam się na plaży, leżałam, nade mną wisiała biała twarz bardzo brzydkiej dziewczyny, lesby, ona jedyna nie powtarzała lekcji polskiego. Była zbyt zajęta tym że zgubiła torbę, wyzywała wszystkich od złodziei. Powiedziała mi że znajdziemy dom i założymy rodzinę, że będziemy szczęśliwe, żebym się tylko jej trzymała, byłam zagubiona, nie miałam dokąd iść, więc... Pukałyśmy od domu do domu, a ona pytała się: „Czy możemy się u Państwa wykąpać?” Zdaje się nie byłyśmy wiarygodne, całe ociekałyśmy wodą. Drzwi zamykały się przed nami z trzaskiem, ona mówiła, że ją okradli, a mnie chcieli zabić i że chcemy się tylko wykąpać. Trzask drzwi, straszenie policją. Teraz zrozumiałam co miała na myśli mówiąc, że znajdziemy dom, ale nikt nas nie wpuścił i tak skończył się cały rządek domków na plaży. Ona uznała że idzie i żebym nie szła za nią. Dotarłam do  Hiszpanii, i już chciałam przekroczyć granicę Meksyku, kiedy przypomniało mi się, że to nie ten kontynent, więc Lizbona, przepiękne uliczki, handlarze naganiają, można kupić owoce avocado, świerzy sok z pomarańczy, widać rozległe plaże. Na złotożółtym piasku mignęli mi obywatel Żmija i Tola, ach tak więc mieli romans, byli daleko, nie mogłam widzieć, ale miałam przeczucie że to oni.  Jeden stary bezzębny marokański handlarz użyczał lunety za 50 eurocentów, wyciągnęłam monetę z zakamarków kieszeni, wręczyłam handlażowi, a ten podał mi starą piękną mosiężną lunetę, ujrzałam właśnie ich. Teraz mogłam się przyjrzeć twarzy Obywatela Żmiji, bo wtedy na ławeczce wciąż ją zasłaniał, boże co ujrzałam, obywatel Żmija był tym samym człowiekiem, który wręczył mi kamienie i kazał go zabić.

 

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur