nam-myoho-renge-kyo
to stare story z historią przerywaną każdego dnia
gdy w luki między nimi wciska się z bagażem światło
noc zaciera ślady tuszuje obecność zaciekami cieni
niebo namierza optycznym celownikiem słońca wypala
stygmaty na odsłoniętych fragmentach ciała kobiety
z kotem w ramie ramion opuszczasz powieki jak semafor
zatrzymujesz ten obraz który porusza zaciskasz usta uda
się wstajesz myjesz lejesz jesz echo sonda na korytarzu
lizol dobiera się do linoleum
jung/gnój
para reflektorów ślizga się
po oblodzonej tafli asfaltu jak bojer
cienie cięciem po ściennej bieli tynków
na płytce szyby rozmaz osiedla
gdy noc ją zaklei twarze zmienią się
w wygaszacze ekranu miasto zgaśnie we śnie
z czarnym proszkiem w kapsułkach powiek
mężczyzna z odbarwioną tęczówką
nie wiem czy żyje tak pewnie jak żuje gumę
ale sprawia że opuszczam wzrok
po liniach ciał jak szalupę ratunkową
próba przeniknięcia z pełnego w pełniejsze
spełnienia kiedy nie można się znaleźć
na zewnątrz nabrać w usta
naszprycowanej spalinami marynaty
odpowietrzyć się
obraz kontrolny
gęsta jak krochmal mgła opada zakrzywia się przestrzeń
chrzęst śnieżnej tkanki zagłusza zgrzyty między nami
ojciec ściska moją dłoń z tą samą siłą co wczoraj siekierę
kiedy postanowił porąbać pamiątkowy fortepian matki
wysypana solą asfaltowa alejka jest jak czarna smycz
kończąca się kagańcem warsztatu gdzie z kotami cierpi
na bezsenność i podziwia coś z niczego znicze ich źrenic
które zapalone w połowie światła korespondują z nocą
jutrzejsza odwilż w odtajnionych aktach odsłoni
chłodzony cieczą mechanizm miasta wytrąci się osad
ścięte mrozem białko śniegu spłynie dobiją
obce oczy rzeczy wist pierwsze rozdanie i otwarcie
na świat dojście do skutku do siebie
|