wiór
wczoraj po kąpieli znalazła swój rudy włos
wtopiony w emalię wanny to przesądziło znów wierzy
powoli wstaje z kucek nie lubi strzykania w kolanach
zazdrości mężczyznom mają łatwiej z trzymaniem moczu
rechot wzmocniony przez echo przywołuje obrazy
na urodziny zawsze przynosił żabie wnętrzności
gęste i ciepłe jak budyń tego lata zamiast prezentu wszedł w nią
mówiąc że nie skończy w środku bo to drażni
jak alkohol docierający do nerwu kanałami zepsutego zęba
zapach śruty którą wtedy mieszała nadal tkwi w głowie
karmi pamięć ale już zna lekarstwo
trzeba wywalić język naciąć go zębatką słońca i czekać
aż nie zapłodniony skrzek zmieni się w bezużyteczny skrzep
mortka
ułożyli go wśród namorzynów i szyszynek
przez całe życie nic więcej nie robił
tylko żuł betel rozcierał w palcach zioła spluwał w ognisko
opowiadając o plemieniu indian gwiżdżących na wiatr
który przylatuje jak pies i liże po twarzach
o drzewach mapau zamieniających się nocą miejscami
teraz oni na mapie z egzemy wydanej przez chore ciało
wyznaczyli cyrklem te wszystkie miejsca (z nakłuć sączy się ropa
delikatnie nitką cienką jak tkwiąca w rdzeniu ość bólu)
zielone oko jeziora w kraterze irazu wybrzuszyło się jak menisk
|