Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

MARIUSZ APPEL

WIERSZE cz.1

[autohipnoza]

a gdyby tak zaszyć się - kłębkiem wcisnąć w spiralę
opuszczonej skorupy ślimaka zanim głosy i kroki zdążą
wykarczować ciszę. nie chcę być szczęśliwy
ani nieszczęśliwy niech tylko zmienią się okoliczności. smutku
czy wiesz że w ciemnościach przybierasz

kształt płomienia świecy?

[ranne refleksy]

usta odkształciły się. wygięte blaszki niby-talizmanów
pozrywane u szyi. naręcza dłoni wysuszone pielgrzymką
na przekór cudzozłożoności. dotykiem wsparte spojrzenie koczuje
w gniazdach powiek. oczy: zmysłowi emigranci śledzą.
przygarnięty wschód słońca wymyka się
do drzwi na drugi koniec świata. z bezsenności
niekiedy można wysnuć intymność
dlatego ja i mój sen zwykliśmy sypiać osobno.

[intercity]

lubię podróżować. koleją
rzeczy mijają mnie sprawy
pospiesznie. bezosobowym pociągiem do
ganiam horyzont sinusoidą. daleko
wzroczność zamknięta w przedziale
plus minus nieskończoność krajobrazu
kończy bieg.

[reminiscencje]

półprzymknięte powieki umiejętnie dawkują
świat. światło cieniem tonizuje. barwy
wpuszcza tyle ile trzeba. ciebie
pamiętam trochę jakby po omacku - prześwit.
osłupiałe rtęcią słońce wschodzi. zachodzi
chemiczna reakcja horyzontu. naświetla kliszę
ze strzępkami fazy rem. takiej co dobrze się kończy
jak amerykańskie filmy.
falochron czyichś dłoni wdziera się we włosy
pozlepiane bliskością która zjawia się tylko nocą
(i tylko w naszych głowach).

[i.granie]

mała czarna zaciekawiona bez przerwy
nawija. spokojnie nabiera mnie
w usta jak wodę. dość łatwo podrywa się.
stopami okłada. odciska piętno. zmierzyliśmy się
ciało na białym wyszło że jest różnica.
przejęzyczyła się w obliczeniach z tachów na och-achy. jednak
ciągle nie daje za wygraną i po chwili znów mnie ma
na końcu języka. sklepienie podniebienia: jedyne czym się nie stykamy.

[s.pokój]

solidnie wstawiona framuga okna wycina prosto
kąt nieba. ściemnia się albo chmurzy. w narożniku
zbita szyba potyka się wzorem z siatką pająków.

odsunięte na bok zazdrostki falują. lekko
zmarszczone stwarzają wrażenie jakbym odpływał.
tynk też pryska. równo ściegiem obrabia sufit.

wzięta pierwsza z brzegu książka rozkłada się
nieco. chyba wkurzona wzdycha ciężko. zamknięta
zostawia po sobie pamiątkę. (mam ją w nosie).

[światłowgląd]

od zarania słońce uczepione szyby nadskakuje
żółcią. przepoławia powieki - rozszczepia oczy.
żaluzje piętrzą się horyzontalnie. zatykam wzrok
na wyniosłości parapetu. zmyślam myśli. za oknem

zero nie może się zdecydować z której strony ułożyć
stopnie. na łóżku kot wciska pod głowę poduszki.
udaje że zna wszystkie mruczanki świata. świszczący
oddech w moim uchu naśladuje wiatr. zawodzi jak

zwykle. przeciągam się najpierw ja chwilę potem przeciąg.
gęsia skóra uczy mnie moresu. sufit spękany cały zbielały
do kwadratu. powala mnie kubizm rozbudzenia nie całkiem.

[pierwsza osoba liczby mnogiej]

to było świetlne lato: pod gołym niebem
zasypiałem a ty zasypywałaś mnie
przebojowo listą pytań bez odpowiedzi
(jak zmierzyć duszność duszy albo obliczyć objętość obojętności).

figury retoryczne zajęły miejsce erotycznych
pozycji. cielesne konstelacje ugięły się
pod naporem myślowej konsternacji. wektory palców zamiast nakładać się
na płaszczyźnie skóry odliczały dziesięcinę

dla świętego spokoju. wszystkie twoje repliki pociąłem
językiem (ludzi i aniołów).

[post factum]

ostatecznie zostają jeszcze rozmowy
podprogowe. drzwi uchylają się więc robię unik
ze strachu że jednak mogłabyś przez ten moment dojrzeć
coś więcej a wtedy wszystko dla ciebie
stanie się jasne. w eteryczny obszar pomiędzy
infantylnie posyłam ci emotikony i patrzę jak ty ślesz
wygniecione łóżko. obejmując jaśka
bierzesz w nawias minioną noc. znowu bujasz
w obłokach. oceniam wielkość strat w stratosferze doznań.

[perpetuum mobile]

czy można zmieścić całocielesność w ciałociasności?
rozbiegane spojrzenie wytrawnym okiem studiuje
architekturę sześcianu. choć bardziej czuję się jak kibic
na meczu squash’a. taka mała przestrzeń a tak trudno
znaleźć sobie miejsce. cztery ściany i sufit: ostatnio
kupiony zestaw „baby-sitter dla dorosłych”.

[meta]

co za dzień. nawet deszcz pada
na pysk . patrzę prosto w twarz facetowi
z piłą tarczową. wygląda
jakby wcześniej już trochę pracował
nad sobą. a ten to nic nie robi
tylko upływa. cały czas.
po głębszej analizie wszystko i tak sięga DNA.

[biopsja]

zamyśliłem się i zapomniałem że przecież trzeba
oddychać. serce odpoczywa pomiędzy
kolejnymi uderzeniami. (tak przynajmniej twierdzą
uczeni). a jeśli bicie stanie się zbyt uciążliwe? po plecach
wędruje strużka potu. lub mucha. grzebię rękoma w ziemi
pobrane wycinki. same negatywy zachowam
w formalinie pamięci. odbicie za odbiciem - gałki
oczne są jak flipery: zawsze zdążą. czekam. kiedyś
misternie skonstruowane organy nie zagrają.

[morfoza]

więc jednak jestem w stanie
nieważkości. teraz rozumiem co znaczy czuć
się jak balon na helu. dlaczego? bo
jaźń drży nieustannie. słońce rozpływa się
za linią brzegową horyzontu. unosi się niebo
purpurowe jak granat. nad nami skumulowane
obłędnie chmury. i tylko żal iluzji
która sprawia że nie wiem: to mżawka czy może
gołębie pocztowe tak sobie drepczą po okapie?

[ścigacze 1 z 3]

noc spaja. nie ma kolorów i nie widać cieni
wokół oczu. moja była w ekspozycji
na kanapie. za chwilę będziemy negocjować
coś na kształt traktatu wersalskiego. mamy poetycki stosunek
do wszystkiego: impuls pochodzi zawsze od języka.

umiejętnie podlizujemy się
porom skóry. wypełniamy po brzegi kubki smakowe.
światło załamuje się tym widokiem więc odwracam łeb
kinkietu. waty projektują na ścianie księżyc w pełni
prywatny. nie płacę a jednak jest
bez pocałunku.

poranne zbliżenia są podobne
przekręcaniu klucza w drzwiach. zdarzają się
lecz chwilę po wyjściu już nie wiemy czy na pewno
miały miejsce. dzisiaj

znów była bezwolna. ja - za szybki.

 

[a.d.]

tak jak podejrzewałem (i jak tego zawsze chciałeś)
z wiekiem stałem się bardziej oszczędny
w słowach. nie rozdrabniam się i nie kruszę
przysłowiowych kopii. tym bardziej zastanawia rytuał
wyniesiony z dzieciństwa i powtarzany z uporem
godnym lepszej sprawy.

kolana urastają do miana kultowej części ciała.
odmawiam modlitwę i mam uczucie jakby ktoś odmawiał
mi prawa do samostanowienia: „lękam się ciebie boże
ze strachu że brak niepokoju wywoła gniew”.

niechcący sklejasz moje dłonie – na amen

KOMENTARZE:

2003-12-24 12:06:53 - Bartuss
monolog i bóg, aniołów brak - nie dowieźli, ale lepszy od neurotyka coś w tym jest :)
 
2003-12-17 13:30:49 - fink
jeśli wersyfikacja nie jest taka jak być powinna proszę przesłać tekst na maila
do mnie to poprawię. fink2@go2.pl
 
2003-12-17 13:30:04 - fink
ooooo jest inaczej. musze się teraz przestawić. Kojarzy mi sie teraz
piosenka Kazika z "Melodii Kurta W." "Bo pan cię zawezwie na sąd"
chyba podobny dylemat. Potrzeba ugięcia się, pokory.
Rozumię, że ten nastrój czyni z kolan tak istotny element fizjonomii ludzkiej.
Zatem padnij szubrawcu obmierzły.
(Gombrowicz też lubiał na kolana padać, też chyba niechcący
choć z przymusu konformizmu. hej hej

 
neurotyk

ślepy traf? chowam twarz w dłoniach i wszystko
staje się jasne choć do oczu nie dociera.
podskórnie wyczuwam dźwięki - elektrody odgłosów.
dzwonek u drzwi. przepraszam ale nie mogę
zrealizować tego połączenia.

instruuję kota: tylko ani mru-mru.
a kocie wąsy (muszka w zarysie) dyrygują.
mrukliwość zmienia ton. próbuje nie przeciągnąć struny
po czym milknie. jej miejsce zajmuje klasyczny oddech
który działa nasennie lepiej niż melisa.

Komentarze:

2003-12-30 00:25:11 - fink
zupełie sie nie zgadzam, jak wytrzeźwieje to napisze wiecej.
a to penie juz w nowym roku. sciskam
 
2003-12-29 20:50:29 - mariusz appel
dla mnie wiersz jest celem samym w sobie,
a nie środkiem do celu, stąd też i brak przesłania.
nie jestem moralizatorem tylko estetą :)
 
2003-12-25 11:47:50 - fink pong
moze i nie jest najprostszym wierszem w aspekcie odnajdywania przeslania, przeskakuje z akcentu na akcent, troche sie rozlazi,
ale moze kluczem jest sam poczatek... moze jakis stan depresji??
sorki ze bez polskich liter ale druga reka jest cala w rybie....
 
2003-12-24 12:04:09 - Bartuss
matefory są .. elektrody są .. kot jest .. czego nie ma ? przesłania tak tak ..
 zlepek skojarzeń i metafor to jeszcze nie jest wiersz,
choć wierszem pisany ...
 
2003-12-18 13:55:05 - fink
ej Tomeczku, ja będę jednak bronił Mariusza, bo to nie jest tak
do końca, że to schematyzm. Owszem jest dość typowy rys,
jedna kreską malowane, ale obrazy różne, inne opisy.
nie upraszczajmy. świetna refleksja, bez dwóch zdań
 
2003-12-17 13:40:09 - Tomek W.
Ja już na nieszufladzie pod ostatnim textem autora napisalem co myślę.
Moge w skrócie powtorzyć. Schematyzm, po kilku tekstach
przeczytanych po osbie znużenie i znudzenie,
językowe koajarzenia i operacje włażą na siebie zbyt nachalnie sprawiając,
iż tekst staje się przewidywalny i tak naprawdę treść staje sie
zupełnie nieistotna. Fajnie, że autor wyrobił sobie jakiś styl,
choć w moim odczuciu to tylko schemat, do którego podstawia się potem półprodukty. Trochę jak u Anny Tomaszewskiej,
która przy szóstym wierszu zaczyna mnie męczyć,
a do zamierzonego schematyzmu sama się nawet ostatnio przyznała.
Zamierzonego - z braku pomysłu na poezję. pozdrawiam
 i czekam na coś nowego
 
2003-12-17 13:33:35 - fink
tu troszke w stonę kocich łbów. Ten motyw z dzwonkiem i nierealizowanym połączeniem tak mi sie kojarzy. zgrabnie, ciekawie - chyba jak zawsze...
 

[przedtem/potem]

 ze zmęczenia znów nie mogę usnąć. przewracam
siebie na lewą stronę – uzewnętrzniam.
w kuchni ktoś przypalił kolację i powietrze przy okazji
dociera w takim stanie że trzeba je przecedzać
przez pościel. zaciśnięte powieki zamiast łez
próbują wydusić trochę ciemności (przyda się).

ani słowa. cisza rozwleka się w pokoju. rozbija
obozowisko. z nerwów ciągle przesadzam: ciało
nie może znaleźć sobie miejsca. układam się
ze ścianą i plecami. przylegają tylko lędźwie.
oddycham szybko. zdecydowanie za szybko
odpycham powietrze od płuc. noc rozkłada na łopatki.

Komentarze:

2003-12-24 12:00:53 - Bartuss
czyli w trakcie ? znaczy sie w środku powinno być teraz :)
 
2003-12-17 13:39:00 - Fink
A to najgorsze jak się ze zmeczenia usnąć nie da, najgorsze to
oj najgorsze. wtedy to właśnie ciało nie może sobie
znaleźć miejsca.... ciekawe sugestie, spostrzeżenia banalne ale
tu właśnie jakby niebanalne. (Jak on to robi???).
Coś z pana będzie, być powinno.
Mi sie to podoba choć ja wcale poezji jakoś nie lubie,
to się dobrze czyta, jest łatwo strawne, przy czym wcale nie płytkie. Pozzoozozozdrrarawiaiam
 

podwajanie

 

promienie zimowego słońca przebijają się przez powieki
z wytrwałością zarezerwowaną dla przebiśniegów.
trzeba koniecznie opuścić żaluzje i wpuścić kilka
kropel świetlika do oczu (które dziś są terenem
wyjątkowo roponośnym) żeby ustawić ostrość widzenia.

spokojnie rozbudzasz się. przeciągasz wyciągasz
rozprostowujesz. trochę to podobne do zachowania liści
zielonej herbaty po zalaniu wrzątkiem. gdy mówię ci o tym
cieszysz się gorączkowo a twoje dłonie pracują
w rytmie kastanietów. mamy jeszcze kilka chwil. kochamy się

na łapu-capu. momenty pojedynczych uniesień. puzzle
„limited edition” z których układamy obrazki
szczęścia - jeden kwadratowy dzień pod koniec życia.

 

Komentarze:

2003-12-31 00:13:30 - Finkoman
Mnie to sie tam podoba, choć nieco słabszy od tego co znam,
ale nie dużo, ciut ciut, ta metafora z liśćmi zielonej herbaty
jakby troszke mnie zraziła po pierwszym czytaniu.
No to wesołego N R
 
2003-12-30 13:43:48 - jco
końcówka bardzo rozczarowuje, od "mamy jeszcze.."
szczegónie obrazki szczęścia- sic!
 
2003-12-30 01:54:42 - Fink
To samo, co u atmy... wersyfikacja leży. wskazówki w komentarzu poniżej.
albo mailem mi podeślij
 

ścigacze 2

 

nigdy wcześniej nie myślałem o twoich ustach
jak o skrzynce kontaktowej i że kiedyś będę musiał składać
całusy pod pseudonimem. (niezła z ciebie agentka).

kręcimy się w kółko przypominając skazańców
na spacerniaku. firanki falują odsiewając światło i osłaniając
parapet oblegany przez wyrośnięte kaktusy
które w półmroku wyglądem nie różnią się od główek
dzieciaków – dorastających i skurczonych w fotelach
rząd przed nami na ostatnim wieczornym seansie.

powietrze zmaga się z materią: wiatr przetrąca kręgosłupy
listkom. jutro będą dreptać po trawie i chodnikach
z podkulonymi ogonkami. zakład?
ty pierwsza się rozpogodzisz. gdzieś po godzinie
godzimy się.

Komentarze:

2003-12-30 20:03:57 - Fink
wersyfikacja nie celowa. wrsyfikacja sie jebie na maxa. bede poprawiał.
 
2003-12-30 13:41:45 - jco
tekst z cylku nie komentowalnych wersyfikacja celowa?
 

Biechów *

wjeżdżało się po dość wąskim betonowym moście który
chyba nieco zwodził solidną budową. pamiętam że pękał
w wielu miejscach lecz ciągle był nie lada gratką dla gości
i przy okazji wyzwaniem dla młodych kierowców dużych fiatów.

pod spodem zwijał się jak szlauch rów z wodą. początkowo
podziwiałem te esy-floresy myśląc z uznaniem: strumień
jednak szybko straciłem dla niego całą sympatię kiedy dziadek
uświadomił mnie że odprowadza ścieki z pobliskiej rakarni.

uchodził do rozlewiska nazywanego przez nas stawem gdzie
można było zobaczyć manewry łabędzi a w tamtych czasach 
tylko one wyglądały naprawdę majestatycznie. kilka lat później
zasypano go żeby zwiększyć powierzchnię pól uprawnych.

poniemiecki dom przypominał trochę dworek. (śmieszne: po dworze
zawsze śmigaliśmy na bosaka niby jakieś pacholęta). zdarzało się
że rodzina dawnych właścicieli odwiedzała kruszejące mauzoleum
często nawiedzane jako obiekt grozy także przez okoliczne dzieciaki.

oddychanie pełną piersią było surowo wzbronione ponieważ
przez większą część dnia huta miedzi dawała upust swoim
nieczystościom. więc wyprowadziliśmy się do innego miasteczka
na dolnym śląsku. z hutą bieli cynkowej pod samym nosem.

* miejscowość k/Głogowa, która znikła z mapy

Komentarze:

2004-01-14 23:51:10 - elka-one

Bardzo ładny obrazek. Powątpiewam, czy wiersz, ale z pewnością niezła proza poetycka.

 

2004-01-09 12:29:19 - fink pzpr

no tak... łza się w oku kręci... kiedy to było (juz tak powoli czas o tym mówić) fajnie to opiosałeś, chyba tak jak trzeba opisywać tamten klimat, bez jakiejś wyraźnej negacji, z perspektywy uczestnika - obserwatora. jest w tym jakas powolna degradacja otoczenia, jakaś destrukcja zewnętrzności, ale człowiek jest jakby poza tym, jest orębny, choć uczestniczy w tej szarości. Fajnie, dzięki. Sam wychowałem sie w takim Biechowie, co tu dużo mówić. kowary to taki tygrysek przemysłowy byłego prlu.

Kolsko (czyli u tej drugiej babci)

 

 

wszystkie wspomnienia z tamtego okresu są związane

i poplątane jak snopki słomy na polu gdzie rozgrywały się

te historie. asfalt kipiał gdy na rozklekotanych Ukrainach

wyruszaliśmy w drogę uzbrojeni w półlitrowe butelki

 

wypełnione koktajlem z wody kwasku cytrynowego oraz

cukru (święcie wierzyłem że taki właśnie smak musi mieć

ambrozja). jechaliśmy zbierać ogórki. wiejskie powietrze

i kurz były tak czyste że można je było zjadać ze skórką

 

bez większych obaw. granicę wytyczały tory ale parowóz ciągnął

wagony tak wolno że mogliśmy częstować pasażerów i wymieniać

adresy. dziadek pracował jako maszynista. kolejarze na wsi byli

wtedy szychami. wujek robił za dyżurnego ruchu ale nie uchronił się

 

przed śmiercią kiedy kobieta z którą sypiał pomyliła wsteczny bieg

z jedynką. przypominam sobie: czasem sadzał mnie na starej Jawie

i spełniał się mój chłopięcy sen choć źle ułożona dłoń przyszyta

do kierownicy owerlokiem sprzęgła drętwiała z bólu coraz bardziej.

 

 

Komentarze:

 

2004-01-16 19:18:06 - Fink
no kolejny historycznokrajobrazowy tekst.
Faktyczie coraz bardziej zaczyna to przypominać prozę...
Jak to jest, że dobra poezja tak czesto bywa prozatorska,
a proza poetycka????
Jawki i Ukrainy, rzeczywiście było coś takiego,
szczególnie po wsiach. a jeździłem na shlce potem chyba wsce.
Nawet mam gdzieś fotografie
 

 

Podwórko

 

byłem wyrostkiem a ono miało kształt ślepej kiszki

przemierzanej przez nas bez butów i skarpet. bose

stopy rozgniatały porozrzucane wkoło jak pieprz

wysuszone ptasie odchody które braliśmy pod lupę

 

słońca i oglądaliśmy linie papilarne naszych pięt udając

fachowców od daktyloskopii. przy drzwiach po prawej

mierzwiła się samorodna piaskownica. na wilgotnym

od deszczu piachu zostawały ekslibrisy z kurzych i kocich

 

łapek. z lewej dostępu broniła nie otynkowana ściana stajni

sąsiadów która nam służyła za bramkę. to tutaj graliśmy

w jedynki i trenowaliśmy strzały w okienka z ceglanych

spojeń. obok garbiła się komórka zamykana na drewniany

 

skobel. z powodu woni piżma kojarzącego mi się z kobietami

w wieku babci które nadużywały perfum nigdy nie zdążyłem

zobaczyć co było w środku. całość usłana czółenkami kory

zapowiadała mur z uschniętych ze starości pniaków. stał tutaj

 

bezużytecznie odkąd w okolicy pojawiło się centralne ogrzewanie

i gaz. naprzeciwko niego kiwały się krzewy agrestu. ostatnio miałem

je na wysokości oczu - teraz ledwie sięgały do pasa. płot chylił się

ku upadkowi. swoich wymiarów nie straciło jedynie pole widzenia.

 

Komentarze: 

2004-01-16 19:22:11 - Fink

Obrazki z dzieciństwa, w tej wsi jest coć mocnego, naturalnego co nie?
Też jeździłem i miło wspominam.
Kury, psy przy budzie, traktor, owce.
No i świerze mleko, które ponoć nie spełnia norm unijnych

                  The young one

 Wyspa miała rozmiary wysypiska. W upały tarantule
rozgniatało się tutaj równie łatwo, co gdzie indziej
ślimaki po deszczu. Latem nie pisała się na te historie,
odpowiadając bardziej za siebie, niż na pytania
nieznajomych. Od śmierci starego źle sypiała. Strasznie
się rozleniwiła i czas też się wlókł ospale, aż któregoś dnia
nadszedł. Był z tych, co to nie mogą zagrzać miejsca
i rozsyłają się po świecie jak listy gończe. Rzucił rzeczy, kilka
spojrzeń. Kazał jej przypalić papierosa, potem usiąść sobie
na kolanach, cuchnął alkoholem. Nie powinnaś pozwalać,
żeby mężczyźni dotykali cię w ten sposób. Chciała uciec
do pokoju na górę. Wolała spędzić noc z ciałem,
którego nie pochowała. Wiek konia poznaje się po uzębieniu,
kobiety po skórze - ciągnął, szarpiąc za włosy. Nie puści
się: wyrwie i spróbuje schować. Jutro obu wetknie w grób butelkę
wódki, zamiast krzyża. Jest przecież niewinna.

 

                            Ratcatcher

James! Krzyczała za nim, lecz naprawdę wolała, żeby wsiadł
do autobusu i odjechał. Jak najszybciej znalazł się, dzięki głupim

kilku pensom za rogatkami, zamiast szwendać w pobliżu
kanału, gdzie utonął mały Ryan Queen. I ten krzyk, o którym
wiedziała, że nie przebije się przez fiberglasowy pancerz okna
był cichym przyzwoleniem. Przynajmniej będzie mieć spokojne
sumienie (chyba, że chłopak do wieczora nie wróci)
. Nie cierpiał

 


piłki nożnej, a jedyne na co było stać ich ojca to kupowanie
po pijaku nowych par korków. Nienawidził go. Nie mógł napluć
mu w twarz, więc pluł do puszki z piwem, którą kazał przynosić
sobie za każdym razem, gdy oglądał derby Glasgow. Ostatnio
częściej wypuszczał się za miasto. Bełkot stukniętego gówniarza
spod ósemki robił się powoli nie do zniesienia. Widziałem, wszystko


widziałem. Z lądowiska na dachu wysyłał balonem na księżyc mysz. Chwilę
stamtąd obserwował jak szamotali się w wodzie. Gdy po obiedzie wyszedł,
chcąc poszukać wśród zdechłych szczurów kandydata do następnego lotu,
przed blokiem stała już karetka i radiowóz. Służby porządkowe nigdy
nie docierały w te okolice. Zdziwiony, z trudem odgadł, który to worek.

                                           słyszalność 
 
złożenie dłoni harmonia
przegubów to źródło niemej
prośby gdy nie mogę liczyć
na więcej niż regularność

 

nocnych linii wpatruję się
w hologramy na oknie i
czekam aż wrócisz po czasie
wolnym lekkim jak płytki sen

 

przed chwilą spędzony z powiek
ucieszysz mnie i wyciszysz
siebie wyznasz że przepadasz

 

wśród niedorzecznych zatoczek
wysepek lewitujących
spraw zbłądzimy tam dosłownie

 
(w kącikach ust ze śmiechem)
 

Komentarze:

2005-01-10 13:37:10 - jco

poezja trącajaca o transcendentalne rozterki jest zawsze idealistycznie
naiwną poezją, ale za to łądną poezją wywołującą zawsze wzruszenie;
serca lub ramion pozdrawiam

 

2005-01-02 19:11:20 - Fink

Romantic, wole bombastic ;) wszystkiego dobrego w 2005 oby lewitujące sprawy zostały doprowadzone do wesołego finału i jeszcze uśmiechu w kącikach ust hej hej
 
 
 
szelestność

 ściegiem kroków wpisujesz się
w kanon zimy idziesz w duchu
szepczesz wypisz wymaluj lód
po którym stąpasz jest cienki

 

przystajesz na powrót w ciepłe
kraje nim wejdziesz do domu
zbudzisz demona kobiety
które jak pragnienie w tobie

 

drzemią rozpalasz je gasisz
na zmianę bawisz się światłem
w odruchu nocnym pospiesznie

 

kupisz miejscówkę w zapadniach
powiek sen suchy palący
w ustach ślina słodka gęsta

 
(jak miód)

 

Komentarze:

2005-01-13 19:20:55 - fink

a już się stresowałem, że pijesz, że nie pracujesz nad sobą. ;) wpadnij w sobotę do nas, z Wawki jedzie parę osób gilling np z nieszuflady. pozdrawiam

 

2005-01-11 23:46:57 - mar.a.

to są zaledwie szkice, wprawki, eksperymenty - na Twoje pocieszenie ;)

 

2005-01-11 22:38:54 - fink

no wiem, wiedziałem, że to na Ciebie zadziała i się do siebie przyznasz heheh.
troche mi ta poetyka mniej leży, niż ta z "kocich łbów".
 cegła 5 już złożona więc jakoś Ci ją przekaże, będzie też do ściągnięcia i wydrukowania. Pozdrawiam

 

2005-01-11 18:13:19 - mar.a.

Fink, Ty dziadu moje nazwisko pisze się przez dwa "p" ;)

 

2005-01-11 16:07:49 - fink

a mar. a to Mariusz Apel?

 

2005-01-10 13:34:20 - jco

bardzo mi sie widzi ten u-tworek, poetycko, elegancko, ładnie i powabnie.
Widać że te Twoje wiersze to częśc jakiejś większej całości bezokolicznikowej,
bardzo mądrej całości, wszka jeżeli życie nasze ejst przeplatającą sie nieustannie narracją, to cała nasza "człowieczosć" wyraża się w czasownikach bezokolicznikowych. Te jakże twórcze wątpliwosci i odpowiedzi na perwerysjnie naiwne pytanie: którędy wyjsc ze słowa? pozdrawiam serdecznie

 

2005-01-02 19:24:10 - fink

no romantic... ściegiem kroków - to jest bardzo ładne, ścieg śnieg kroki -
świetna kompozycja skojarzeniowo fonetyczna.
no całuski zapraszam do komentowania innych wtedy będzie więcej komentarzy.
 hej

 

                                                    intro

tato to świetny ślusarz
który jest jeszcze lepszym ojcem
drażni go tylko marnowanie chleba
i zostawiane na talerzach resztki
pracuję z nim

 

ale nie znam za dobrze przeznaczenia
plastikowych zaślepek wciskanych
w rozcięte wnętrze stalowego profilu
gdy on wbija wzrok w blaszane niebo
- dach warsztatu ja udaję że nie widzę
jak bardzo zamknął się w sobie

 

i tych znikających powoli ust zwiniętych
jakby próbowały się ukryć wśród bruzd
niepotrzebnie komplikujących mu twarz
kiedy pyta dlaczego nie dbam o matkę
wystarczy przecież raz na tydzień wysłać
pocztą jakąś poczytną powieść

Komentarze:

2005-02-16 20:44:13 - fink
bardzo ciepły wiersz. podoba mi się, relacje, ojciec - syn, ojciec - zawód,
ojciec- syn - matka, a przez to ojciec - matka.
Taka siateczka sprawnie ukazanych powiązań. pozdrawiam
 

                              ogniskowanie

kilka nowych płyt książek pretekst
by zostać w domu przystroić okna
w ciemności stronić od ludzi myśleć
o kobiecie cichszej niż kot i poczuć
to wszystko od środka


migrenę która uderza w zatoki nagle
jak przedwczesny przybój zbyt gorącą
kawę kiedy już się przeleje przez tamę
języka dotyk palców pomarszczonych
z nadmiaru detergentów jak atakowana
mistralem powierzchnia wydm ziarenka
rozgrzanego powietrza przesypujące się
w żeliwnych klepsydrach kaloryfera
pełznący po ścianie zamiast pająków
dźwięk

Komentarze:

2005-03-21 00:48:14 - pawel pomarzynski
czyżby i tobie czasem tupały pająki na ścianie? :) a na serio to niezły
 kawałek dobrego wiersza. wszystko się trzyma kupy i nierozchodzi na końcu. pozdrawiam.
 
2005-03-15 11:29:30 - mia
"w żeliwnych klepsydrach kaloryfera pełznący po ścianie zamiast pająków
dźwięk" świetne. z początku myślałąm, że będzie przynudzawka,
ale powtórne czytanie powiedziało mi: mia - nie masz racji:)
 
2005-02-24 12:57:27 - fink
no ładna struktura, warstwa słowna jak koronka obrusa góralskiej mistrzyni tkania.
Co do pretekstów pozostawania w domu to zapraszam do Zgarbionej liczby 4 ,
jest na prozie, ale tak do końca prozą nie jest.
Ładne zgranie: "przystroić" - "stronić", żeliwne klepsydry kaloryfera -
to już jak dla mnie ekstraklasa!
W przeciwieństwie do naszych skoczków narciarski , jest progres!
 
2005-02-23 20:54:57 - fink
poprawie to kiedy indziej bo tu nie dam rady na tym kompie, nie ma edytorka
 
 
wejście/wyjście

 

wplecione w rozetę ronda czarne wstęgi ulic
pasemka śniegu rozstępy na brązowym ciele
zadbanej ziemi autobus pokryty opryszczką
rdzy w środku kobiety o zębach zniszczonych
jak falochron na pocztówce znad morza oraz
robotnicy którzy wiozą zakupy poupychane
w gumiaki wszyscy na swoim miejscu powrót
do mieszkań jest dla nich podróżą w ciepłe
kraje

 Komentarze:

2005-03-06 01:57:51 - fink
fajnie Ivo , że zaglądnąłeś, uważaj na siebie bracie, pozdrawiam pod tą miejską widokówką
 
2005-03-05 23:56:15 - ivo
Zerknąłem na twoją korespondencję z Finkiem, mam pytanie:
o jakim rytmie Ty myślisz? Przecierz TY piszesz jak byś się nigdy nie poruszał rytmicznie... chyba że wymiotując. Mariusz, życzę Ci szybkiego wejścia w rzeczywistość.
 
2005-03-05 23:45:57 - ivo
Wzruszyłeś mnie Mariusz tą narzucającą się autentycznością odbioru świata
i to wyczucie narastającego napięcia, kiedy gumiaki zaraz zostaną rozpakowane...
Już czuć te obce, egzotyczne zapachy.. Ale masz zajawki, skup się głównie na wizji zniszczonych zębów, ale falochron niech Cię broni przed zalewem weny twórczej. Dystans między wejsciem, a wyjściem zdaje się nie być ci znany -
dlatego wstawiasz ukośnik?
 
2005-03-04 16:28:58 - FINK
Z nazwiskiem to do Asi nie do mnie, ona się pyta skąd to takie, że może
niepolskie może, no może... ja nie wiem. że mieszkasz w Warszawie
to widać z wiersza, ta sama Asia mi mówi, że tak jest w autobusach.
Ja wiem o co chodzi, przeczuwam to ciepło, natomiast moja koncepcja
uderza bardziej w stronę ograniczoności przestrzennej tych ludzi,
że podróżują tylku praca- dom-praca, że to ich transkontynentalana podróż.
Ciepło faktycznie tu umknie, ale zyska się na drugiej stronie medalu!!!
Pozdrawiam, mam nadzieje że się obroniłem ;)
 
2005-03-03 22:26:32 - Mariusz Appel
co z tym nazwiskiem? a Ty, Fink, pileś coś przed umieszczeniem tego tekstu? zapomnij na chwilę o znaczeniu słów i poczuj rytm wiersza, co? a jeśli uważasz,
 że "podróż w ciepłe/kraje" (z przerzutnią) nic nie wnosi to chyba nie do końca rozumiesz ten tekst ;) i co ma znaczyć, że "faktycznie" mieszkam w warszawie - odkrycie biograficzne, czy złośliwość z Waszej strony? hihi - mar.a.
 
2005-03-03 21:35:34 - fink
Asia mi tu mówi, że faktycznie mieszkasz w Warszawie. Jest obrażona bo nie udzieliłeś informacjo o nazwisku ;) Jeśli chodzi o mnie to uciął bym "pocztówke
znad morza" - nic nie wnosi, banalizuje, tak samo "podróż w ciepłe kraje" -
może by tak : powrót do mieszkań jak transkontynentalna podróż? gumiaki nie pasują do spodni wiersza, kanciaste. pozdrawiam
 

                                                 319

nadchodzę w momencie gdy szkolny cieć
opowiada jak w klinice stanęło mu serce
ale na szczęście pod ręką był Religa wiara
w profesjonalizm profesorów czyni cuda

 

niewidomy na lekkim gazie zajął puste
miejsce parkingowe nie wiadomo czemu
wystukuje laską o grzbiet latarni sobie
tylko znaną melodię płosząc gromadkę

 

ptaków z jej kapelusza połowa zostaje
złowiona w otchłań nieba reszta ginie
w głębi ciemnych tuneli jego okularów

 

Komentarze:

2005-04-06 11:20:45 - Fink
Pora na wyjaśnienia: jestem takim ogrodnikiem, co nie zawsze chwasty rozpozna,
ale nie dlatego, że leniwy, niedouczony lecz dlatego, że wzrok ma już słaby.
proszę się skupić na merytorycznej warstwie i nie wywierać presji bo wpadne w kompleks a tego ja nie zdzierżę nooo
 
2005-04-05 18:47:13 - pora
nie! no nie zdzierżę! jeśli pan FINK nadal będzie strzelał takie "dwóznaczne"
byki w komentarzach to adresat powinien odpowiadać niedwuznacznie!!!
zaś dla wrażliwego/przewrażliwionego autora z Ursynowa (ach te małe ojczyzny ;) wyrazy uznania nie tylko za 319 ale i za resztę osobliwych przerzutni
 
2005-04-05 11:13:44 - jakobe
"ale na szczęście pod ręką był Religa wiara // w profesjonalizm profesorów
czyni cuda" - tutaj przerzutni, przed wiarą, przydałby się jakiś spójnik.
ostatnia niezbyt. melodyka ginie. zdrowia
 
2005-04-03 21:14:00 - pawel pomarzynski
przepraszam za dwa glosy ale cos mi sie net zawiesil ;)
 
2005-04-03 21:12:35 - pawel pomarzynski
powiem tylko - podobało mi się ;) pozdrawiam
 
2005-04-03 21:11:37 - pawel pomarzynski
powiem tylko - podobało mi się ;) pozdrawiam
 
2005-04-03 20:55:58 - Mariusz Appel
Fink, Przyjacielu, nie jestem kapryśny, tylko wypowiedziałem wojnę
anonimowości, i nie jestem z Warszawy, lecz z Ursynowa ;)
nie wybieram się na Port, bo nie lubię tłumu, a poza tym kroi mi się
w tym czasie wizyta w Nowej Rudzie :)
 
2005-04-03 20:13:04 - Fink
A proszem bardzo jest z imienia i nazwiska, sie zrobiłeś kapryśny, warszawka
no tak... będziesz na porcie we wro? zapraszam w środę na
www.zwrotnica.uni.wroc.pl - koło 21 będzie audycja pomocnicza dla przyjezdnych.
 hej hej - wiersz naprawdę smaczny.
 
2005-04-03 20:05:03 - Mariusz Appel
czytałem Grzebalskiego, ale tak "raz, dwa"(hyhy), żeby nie być pod wpływem ;) czy mógłbyś podpisać tekst pełnym imieniem i nazwiskiem? zachowujesz się tak, jakbyś mnie nie znał :)
 
2005-04-03 19:53:48 - fink

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur