Cegła - Literatura - Proza - Poezja
100 000 KSIĄŻEK NA WWW.TAJNEKOMPLETY.PL !!!
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Marta Chyła

Politikal Fikszyn

MARTA CHYŁA

 

POLITIKAL FIKSZYN

Poznałam go od razu. Kiedy się żegnaliśmy, był całkiem łysy, ale gdy po pięciu latach zobaczyłam go siedzącego na skórzanej kanapie w salonie państwa Establo*1, byłam pewna, że wyłysiał jeszcze bardziej. Wchodząc do sali wiedziałam, jak szczerzył końskie zęby, opowiadając kilku innym gościom zabawną, jego zdaniem, branżową historyjkę.

Zanim jeszcze dokładnie się rozejrzałam za wolnym miejscem do siedzenia i przyzwoitymi ludźmi, z którymi można wdać się w budującą rozmowę, podbiegł do mnie gospodarz, señor Establo. Pocałował w dłoń i wyraził zadowolenie z mojego przybycia. Wytarłam ją w spódnicę, nie patrząc na zdezorientowanie organizatora najbardziej prestiżowej imprezy sylwestrowej w całej północno-wschodniej części Hiszpanii. Wymownie się uśmiechając, zajęłam miejsce na kanapie obok mojego dawnego znajomego.

- Ta historia kończy się upadkiem pijanego señora Calvo*2 , rozlewającego nieopatrznie żółtą farbę na święty obraz zamówiony do bazyliki Santa Madre. Ze zwykłego lenistwa przekonuje siostry zakonne z Santa Madre, że rozlana farba jest boską ingerencją w sztukę i przedstawia promienie łaski uświęcającej, wydostające się z nosa Fermosy Fembry*3 - wyjaśniłam, patrząc wyniośle na skonsternowane towarzystwo. Señor Calvo przez moment patrzył oniemiały, ale stwierdził, że w końcu musi coś powiedzieć.

- O, jesteś – wykrztusił błyskotliwie swoje odkrywcze spostrzeżenie.

- Tak, skończyłam swoją pięcioletnią banicję – odrzekłam, a Calvo zaczął oglądać swoje paznokcie pod stołem. – Jako mój dobry przyjaciel i powiernik, miałeś przekonać señorę Perrę*4 z Centrum Bezpiecznych Mediów, że moje obrazy przedstawiające króla Karola XIII z Enrike Iglesiasem podkreślały jego otwartość w stosunku do artystów i nie miały nic wspólnego z tajemnicą poliszynela, że w celu zawarcia ślubu dla dobra dynastii Karol będzie musiał pojechać do Amsterdamu. Ja nie uwieczniam na płótnach oczywistych rzeczy. Ale nie, zapomniałeś o danym mi słowie i zamiast wstawić się za mną w CBM-ie, nie próżnowałeś, rżnąłeś señorę Perrę, która mimo że zajmuje wysokie stanowisko, nie może sobie znaleźć el hombre*5 , bo ma krzywy zgryz.

Señora Perra wtopiła się w kanapę; siedzący obok niej minister finansów, Del Gado*6 , spojrzał odruchowo na jej zęby, które szybko zasłoniła ręką. Opasłe babsko, siedzące naprzeciwko mnie, zaraz zaczęło się rubasznie śmiać. Trzęsące się cztery podbródki zaraz mi przypomniały, kim jest ta potwora.

- Señora Acedia*7! Nadal utrzymuje pani, że prowadzi działalność charytatywną na rzecz chorych dzieci, inwestując otrzymane pieniądze miłosiernych obywateli w nieruchomości w Andaluzji? – zapytałam, wyjmując z ust Del Gado papierosa, którego zgasiłam w jej kieliszku z szampanem. Przestała się śmiać, a jej policzki zrobiły się nagle ceglaste.

- Nie udawajmy kogoś, kim nie jesteśmy. Prawda zawsze wypływa na wierzch, jak olej silnikowy w wodzie. Na przykład taki señor Taco*8 - wskazałam lekkim skinięciem głowy na klockowatego gościa pod ścianą, który na dźwięk swojego nazwiska odkleił się od szyi największej puszczalskiej nowożytnego świata, Margarity Frity, znanej z wystąpień w programach po 23.oo. – Taco to medialny antyterrorysta, wziął łapówkę w wysokości dziewięciuset tysięcy dolorów*9 od Del Gado, żeby nie wydać gada, że jest związany z aferą paliwową i ma niewyobrażalną ilość punktów promocyjnych stacji ,,Sokolen” i ,,Żegnay” na gadżety firmowe. Del Gado schował pod stół rękę z zegarkiem, na którym brylanciki układały się w napis ,,tankuj bezpiecznie”.

- Nie należy się wstydzić. Tutaj sami swoi. Señora Establo nagrała na dyktafon korupcyjną propozycję señora Ortigi*10 , to wszyscy wiedzą, nawet jeszcze wzięła od niego kopertę podczas nagrania. Przez takich jak wy nasz kraj schodzi na psy. A tacy jak ja muszą pokutować w Afryce za przeciwstawianie się systemowi, takim ignorantom jak wy i takiemu marnemu władcy, jak Karol XIII. Jesteście ciężarkami u skrzydeł orła białego! Ale moja banicja miała i dobre strony – kontynuowałam widząc, że słucha mnie całe towarzystwo. – Będąc na wygnaniu mogłam się wreszcie równo opalić.

W sali dało się słyszeć pojedyncze śmiechy; to była ostatnia szansa, aby powiedzieć elicie to, o czym myślałam przez całe wygnanie.

- Rotos deminutas penes z was!*11 Szczęśliwego Nowego Roku!

Zarzucając señorowi Calvo moje czarne boa z kruczych piór na szyję, pociągnęłam go w stronę wyjścia, nie interesując się poruszoną do granic wytrzymałości gawiedzią.

- Ale im powiedziałaś! – Calvo był pod wrażeniem. Łysina odbijała się od księżyca, a może odwrotnie.

- Banda pajaców, a nie śmietanka towarzyska. Mleko zważone. Marnujesz się tu.

- Przynajmniej jestem na pierwszych stronach gazety bankietowej ,,Gafa”. Nie dam się wywieźć do Afryki. Jestem sławny. Wczoraj nawet zaproponowali mi udział w ,,Tańcu z gwizdami.”

Już miałam powiedzieć, że jest skończony w moich oczach, zniknął z listy przyjaciół i już nigdy nie pożyczę mu pieniędzy, kiedy podeszło do mnie dwóch przypakowanych mężczyzn w kominiarkach, uzbrojonych w piki i muszkiety. Zaskoczona chciałam zapytać, czym zawdzięczam ich najście, ale z cienia wyłonił się señor Establo z telefonem komórkowym w ręku, co zbiło mnie z tropu.

- Ta sukincóra*12 robi tu horrible*13 zamieszanie…disturbios*14 . Rewolty należy dusić w zarodku – wypuścił peta z ust i zgniótł go z zapamiętaniem. Zamaskowani przycisnęli mi piki do gardła, Calvo wydał zduszony okrzyk, a señor Establo z zadowoleniem obrócił się na pięcie i wszedł do swojego pałacu, by móc całować w ręce nowoprzybyłe panie.

Wcisnęli mnie do furgonetki, wiłam się i krzyczałam ,,Wy kmioty Karola XIII!”. Kiedy odjeżdżałam w niewiadomym kierunku, señor Calvo stał na podjeździe i płakał, tuląc moje krucze boa.

Obudziłam się obolała, w małym pokoju, mierzącego dwanaście stóp na osiem*15 . Cicho jęknęłam, przyglądając się posiniaczonym nogom i rękom. Wstałam z drewnianej ramy, na której leżał siennik. Rozejrzałam się po celi. W drzwiach były dwie żelazne kraty. Cela była sklepiona, a podłoga ceglana, zaś ściany z kamienia. Obok posłania stał mały dzbanek na wodę, miseczka z zielonymi oliwkami i kaszą jęczmienną oraz naczynie do różnych celów. Wzięłam do ust jedną oliwkę, żeby się upewnić, że równie paskudnie smakują jak wyglądają.

- Jakość produktów spożywczych – mizerna…- powiedziałam, jakbym przy okazji chciała sprawdzić właściwości akustyczne klitki. Zaraz usłyszałam trzask otwieranych drzwi. Do celi wkroczył alkad o ponurej, zmęczonej twarzy południowca , eksploatowanego przez wyższą władzę. Lewe oko zasłaniał przepaską z motywem liścia marihuany.

- Co się jeszcze nie podoba? – zapytał natarczywie, żeby zrobiło mi się przykro. Szybko oceniłam swoje szanse na ucieczkę albo przynajmniej na niewielki rozbój jako na dostateczne. Leżąc na sienniku, rzuciłam mu celnie w prawe oko twardą oliwką. Padł na kolana i ukrył twarz w dłoniach.

- Chcesz wiedzieć, co mi się jeszcze nie podoba? Twoje gęba mi się nie podoba – wycedziłam przez zęby, wyminęłam go w przejściu i kopnęłam w zadek, tak że upadając, zarwał siennik. Zatrzasnęłam drzwi, wypełniona błogim poczuciem zaspokojenia wrażeń.

Kiedy pochwyciło mnie dwóch zamaskowanych żandarmów, byłam nim wypełniona aż nadto. Wyprowadzili mnie z twierdzy, popychając i dźgając lekko pikami. Miałam tyle instynktu samozachowawczego, że postanowiłam się już nie odszczekiwać. Kazali mi zdjąć buty, ale nie wyglądali na fetyszystów stóp.

- Będziesz szła w zimnie, hańbie i wstydzie, głośno zawodząc i szlochając, Aż zostaniesz wywołana.

Wręczyli mi niezapaloną świecę.

Nie szlochałam, bo nie widziałam powodu.

Doszliśmy na rynek Plaza Minor. Był wypełniony po brzegi ludźmi. Ostatni raz tyle osób widziałam podczas koncertu Beaty Kozidrak. Wydawało mi się, że uczestniczę w powszechnym święcie, niczym w walce byków czy pokazie sztucznych ogni. Minęliśmy mężczyznę sprzedającego watę cukrową i prażone orzeszki. Jeden z moich oprawców kupił sobie paczkę orzeszków w paprykowej skorupce. Ja musiałam obejść się smakiem; kiedy chciałam się poczęstować, dostałam po łapach.

- Co za tortury! – syknęłam z bólu.

W centrum placu wzniesiono rusztowanie długie na pięćdziesiąt stóp. Miało tą samą wysokość, co królewski balkon. Na drugim końcu, wzdłuż szerokości rusztowania, zbudowano amfiteatr, do którego prowadziło dwadzieścia osiem stopni. Oprawcy kazali mi wejść po nich. Na placu dało się słyszeć cichy pomruk, po czym nastąpiło skupienie uwagi na mnie. Stanęłam na podwyższeniu, tuż obok billboardu z napisem ,,Tu się kończy wielkość świata, doczesnych trudów zapłata.” Powyżej ustawiono mównicę inkwizytora generalnego, arcybiskupa Tumora Maligno*16 . Król Karol XIII na swoim balkonie zaczął już się bujać na krześle, więc arcybiskup postanowił zacząć pokaz bigoterii, bezwzględności i obskurantyzmu.

- Trybunał Świętego Oficjum wita naszego Najmiłościwszego króla, lud hiszpański, turystów, którzy będą zdziwieni kontrastem pomiędzy często niezbyt religijnymi postępkami Hiszpanów w życiu codziennym a intensywnością ceremoniału autodafe, na który mam przyjemność serdecznie zaprosić – próbował podnieść ręce w geście powitania, ale złapał go skurcz w barku i tylko krzywo się uśmiechnął. - Poprzednim razem ratowaliśmy duszę tkacza z Reus. Zapytany, czy wierzy w Boga, rzekł ,,tak”, a zapytany, co to znaczy wierzyć w Boga, odpowiedział, że to oznacza dobre jedzenie, dobry trunek i spanie w łóżku do dziesiątej. Jego dusza została zbawiona; wzywał na galerach Boga, umierając. W takich chwilach zawsze mówię: ,,Nie smućcie się swoim odejściem, ponieważ musicie przełknąć śmierć na raz, podczas gdy my musimy stać za tymi niegodziwcami i patrzeć na ich śmierć dzień w dzień” – powiedział arcybiskup, poprawiając purpurowy habit. – Jeśli chodzi o dzisiejszy dzień…Naszym gościem jest ktoś wyjątkowy. Zaprosiliśmy go tutaj, ponieważ Suprema uważa, że najwyższy czas zrobić z nim porządek. Zło w czystej postaci, które zwalczymy. Dzisiejszej ceremonii patronuje hasło ,,Strach jest najużyteczniejszym środkiem zapobiegawczym”. Nie pozostaje nic innego, jak prosić o uwagę wszystkich zebranych, żeby nie musieli przeżywać tego, co nasz gość będzie niebawem przezywał – wysapał stary wodzirej i zatarł dłonie.

Zapytał, czy jestem obecna na placu, chociaż widział mnie od dawna. Zgodnie z procedurą miałam unieść niezapaloną świecę nad głowę i powiedzieć, że jestem, ale zamiast tego rzuciłam mu świecę pod nogi i krzyknęłam, że może ją sobie wsadzić, gdzie chce.

Ktoś z końca placu zaklaskał, ale zaraz przestał widząc, że nikt z nim nie klaszcze.

- Wsłuchaj się w swoje sumienie – rzekł spokojnie. – Pewnie chcesz nam o czymś powiedzieć.

- Nie mam nic na sumieniu – zaparłam się.

- Ja pani nie przerywałem! Może podpowiem. Portretowanie naszego władcy z Enrike Iglesiasem, namawianie wpływowych jednostek do irracjonalnego, niepotrzebnego buntu w naszym systemie państwa sprawiedliwości, terroru i prawa, roznoszenie ulotek politycznych, nie związanych z żadnym supermarketem, z którym mamy kontrakt, drastyczne pobicie alkada Więzienia Narodowego…Rokowania nie są dobre, ale postaramy się coś zdziałać w twojej sprawie. Najprawdopodobniej za pół godziny spłoniesz na stosie, wtedy wszyscy ci wybaczą – uśmiechnął się promiennie i wskazał na duży, płonący stos, znajdujący się obok podwyższenia.

Alkad bez oka dokładał do niego ksiązki z listy zakazanych. Kiedy zobaczył, że mu się przyglądam, pomachał, uśmiechając się szyderczo.

- Wyjaw prawdę, zaufaj Świętemu Oficjum. Powtórz: ,,Wyrzekam się heretycznej deprawacji”, a udusimy cię przed spaleniem. Rewolucja moralna to my! – krzyknął inkwizytor generalny, unosząc w górę krucyfiks.

- Wiem, że podejmując polityczne tematy w mojej twórczości mogę zostać odebrana jako ktoś szukający sławy, pasożytując na waszych aferach. Mogę też być posądzona o to, że moje twórczość to takie okazjonalne popiardywanie. Nie obchodzi mnie, ze wasza głupota będzie wyszydzana po wszystkie czasy, a moje upamiętnianie będzie miało wartość historyczną. Obchodzi mnie to, co się dzieje teraz, bo jestem świadkiem waszej kompromitacji i bierna nie zostanę. A wy zróbcie coś dla kraju i zostawcie go w spokoju.

Król Karol XIII wstał wściekły, i wychylając się ze swojego balkonu, krzyknął purpurowy:

- Dość tego! Semantyczne nadużycie! Zastosuje karę potro!

Ktoś z tłumu wrzasnął przeszywającym głosem.

- Nieee…!

Ludzie rozstąpili się wokół jakiegoś mężczyzny, jakby był trędowaty. Mężczyzna stropił się, król prychnął, arcybiskup Maligno zniesmaczył, a ja wstrzymałam oddech.

- Wyjdzie z tłumu. Podejdzie – rozkazał król Karol XIII.

Poznałam go od razu, kiedy zbliżył się do podwyższenia na tyle, bym mogła go skojarzyć dzięki mojej znacznej wadzie wzroku. Señor Calvo, cały zielony ze strachu przed Świętym Oficjum, wszedł na podest obok mnie.

- Chcesz nam o czymś powiedzieć, żałosny wieśniaku? – wycedził Maligno, mierząc go wzrokiem. – Musisz nam psuć imprezę? Powiedz coś. Wiesz, że żyjemy w takich czasach, że nie wiadomo, czy niebezpieczniej jest mówić czy milczeć? – zapytał i zaśmiał się złowrogo.

Calvo dygotał. Nie patrzyliśmy na siebie. Na placu była cisza, która aż kuła w uszy.

- Jesteście bandą pajaców – powiedział dobitnie, powtarzając moje słowa. Patrzył to na króla, to znów na inkwizytora. Splunął manifestacyjnie na podwyższenie, założywszy ręce. Król niespokojnie poruszył się na balkonie.

Arcybiskup Maligno kiwnął chudym, zgrubiałym w stawach palcem. Na podium wbiegło dwóch, znanych mi, uzbrojonych w muszkiety i piki żandarmów. Pochwycili Señora Calvo, zakuli go w kajdany, skopali po brzuchu i zwlekli z podwyższenia. Spojrzałam za jego ciągnącymi się po deskach nogami.

Czułam te wszystkie kopniaki i uszkodzenia ciała, zupełnie jakby pobili mnie, a nie jego. Krew poleciała mi z nosa; kolejnych dwóch żandarmów, a może sanitariuszy sprowadziło mnie z podwyższenia na ziemię. Słyszałam jakby z oddali, że Suprema zamyka pokaz autodafe. Usłyszałam też, że męczeńska śmierć lojalnego przyjaciela będzie dla mnie najlepszą nauczką; już nigdy nie sprowadzę prawych obywateli i chrześcijan na złą drogę. Bo strach jest najlepszym środkiem zapobiegawczym. Wiłam się w bólu po kostce brukowej na Plaza Minor, jakby rozdzierali mnie na strzępy, przegrana i poniżona, a stos buchał rozedrganymi płomieniami, malując na kamienicach długie cienie. Nikt ze zgromadzonych nie krzyknął w wyrazie protestu. Nikt.



-------------

*1- Establo – obora.

*2- Calvo - łysy.

*3- FF - piękna dziewica.

*4- Perra - suka.

*5- Hombre - facet.

*6- Delgado - chudy.

*7- Acedia - flądra.

*8- Taco - klocek.

*9- Dolor - ból, cierpienie.

*10- Ortiga - pokrzywa.

*11- RDP - złamane nieduże siusiaki.

*12- Sukincóra - złośliwe dziewczę.

*13- Horrible - okropne.

*14- Disturbios - zamieszki.

*15- Klitka jak cholera.

*16- Tumor maligno - nowotwór złośliwy.

 

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur