Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Marta Mozolewska

love story na makarskiej riwierze

 

 

Love Story na Makarskiej Riwierze

Znów czuje, że oddycha pełną piersią, swobodnie, spokojnie, głęboko. Kolejny żmudny rok pracy minął jak taśma video na podglądzie. Teraz ponownie wcisnęła „Play” i oto jest tu. JEST. Mimo tego, iż wie że będzie tu, i w ogóle BĘDZIE, tylko tak długo jak trwa ich urlop, to jednak cieszy się z tej odrobiny czasu i odrobiny...człowieczeństwa. Ponownie odczuwa, słyszy, docierają do niej zapachy, zachwyca ją różnorodność smaków. Wchłania chciwie każdy dzień, a wraz z nim każdy widok, dźwięk, i wrażenie, które otrzymuje w podarunku. Wreszcie ponownie czuje, że żyje.  Czasami, podobnie jak teraz, zastanawia się, czy to jest rzeczywiście sposób na życie. Może tak, może nie, faktem jest, że przynajmniej narazie nie przychodzi jej nic lepszego do głowy. „Nie ma co marnować cennego czasu na przygnębiające myśli”- beszta się w duchu. Po paru dniach niezwykłej wyprawy wzdłuż wybrzeża słynną magistralą dotarli do Makarskiej. Przed nimi jeszcze cudny Dubrownik, a na deser parę sennych, leniwych dni w opuszczonej wiosce Molunat, tuż przy granicy z Czarnogórą. Podoba jej się ta Makarska Riwiera- trochę może i tandetna z tą promenadą naszpikowaną towarami „Made in Turkey”, lecz mimo to wydaje się niezmiernie urokliwa.

Nie tylko jednak promenada ją ujęła. Polubiła chociażby tę drogę prowadzącą od kempingu do plaży, którą właśnie wędrowała w kierunku morza, a szczególnie te dostojne, strzeliste pinie po obu jej stronach. Całą sobą zaś pokochała niewzruszone, potężne i jednocześnie delikatne białe skały, na tle nieskazitelnie błękitnego nieba, kontrastujące z intensywną, głęboką zielenią iglaków, na które patrzyła się teraz rozkładając matę plażową. Widok skał nie przyniósł jej jednak pełnej satysfakcji- zabrakło błękitu, jako że zbliżał się już wieczór. Odwróciła głowę w przeciwną stronę, oczekując pełnej rekompensaty w postaci czarownego zachodu słońca nad wodą. Nie zawiodła się. Usiadła na macie i wpatrując się w słońce dalej snuła swoje rozważania. Wreszcie doszła do wniosku, że Makarska, podobnie jak pozostałe zakątki Chorwacji, jest dla niej miejscem wyjątkowym, ponieważ była tu z nim, ze swoim narzeczonym, z człowiekiem, którego naprawdę kocha.

Pobiegła niepostrzeżenie myślami do momentu kiedy się poznali. Zdarzyło się to w budynku Centrum Biznesu.  Królowała wtedy zima, więc miała na sobie płaszcz i bardzo długi szalik, który zawsze zawijała wokół szyi i odwijała ilekroć wchodziła lub opuszczała jakiś budynek. Wtedy akurat wracała z banku, więc z ogromnym rozmachem rozpoczęła rytuał „zawijania”. Z czystego roztargnienia i beztroski nie upewniła się jednak, czy ktoś idzie za nią, więc szalik z impetem wylądował na jego rozbawionej twarzy. Odwróciła się z salwą śmiechu i tak się zaczęło.

Jak im się układa? Nie potrafi wciąż tak do końca uwierzyć, jak dobrze im razem. Od pierwszego zetknięcia z nią został oczarowany jej naturalną wesołością, pogodnym usposobieniem. Szybko jednak odkrył, że ta radość życia wcale nie musi iść w parze z otwartością i wewnętrznym optymizmem. Ona tak naprawdę była skryta, niedostępna, i raczej negatywnie nastawiona do życia. Ta sprzeczność wcale nie paraliżowała jego zapału, wręcz przeciwnie, stała się przedmiotem jego fascynacji. Za cel wyznaczył sobie zapewnienie jej bezpieczeństwa, wzbudzenie jej zaufania i w rezultacie zmianę jej ponurego spojrzenia na świat. Podsumowując jego zabiegi i starania, musi przyznać, że w dużej mierze  powiodło mu się. Dzięki niemu zaczęła wątpić w prawdziwość teorii, że człowiek tak naprawdę zawsze jest sam. Jednakże to zbliżenie z drugim człowiekiem czasami przejmowało ją panicznym strachem. Z jednej strony potrzebowała bliskości, z drugiej strony uwielbiała wolność, niezależność. W rezultacie, czasami uciekała od przebywania z nim sam na sam, zwłaszcza wówczas gdy jechali razem na urlop. W zeszłym roku przekonała go, żeby wyruszyć do Włoch wraz z kilkoma znajomymi ze studiów. W tym roku zaproponowała to samo towarzystwo. Kategorycznie odmówił, czując instynktownie, że ona po prostu boi się takiego całkowitego zespolenia z nim. Odmówił także, a może przede wszystkim, z czystej złości i frustracji wywołanej przez nieokreślone przeczucie, że jest pewna jej część, do której nigdy nie miał i nie będzie miał wstępu, niezależnie od tego jak bardzo by się starał.

Teraz prawdopodobnie również był odrobinę rozgoryczony, że uparła się na samotny spacer i wieczór na plaży bez niego. Pogrążona w myślach wstała i wolnym krokiem udała się do pierwszej z brzegu budy po piwo. Taaak, kocha go. Jest ogromną szczęściarą, że go spotkała w swoim życiu, podejrzewa, że nie ma na świecie nikogo z kim mogłaby być szczęśliwsza. No właśnie- podejrzewa. Nie, nie jest tego pewna. „Tak właśnie są skonstruowane kobiety, niestety”- zachichotała w duchu. „Nigdy niczego nie są pewne, zawsze pełne wątpliwości.” Chwyciła piwko, zapłaciła.

Z zamyślenia nagle brutalnie wyrwał ją widok małego, wygłodzonego, jednookiego kotka z przywiązaną puszką do ogonka. Ogarnęła ją dzika, niepowstrzymana, szalona radość. Zawładnęła nią z szybkością ognia rozprzestrzeniającego się w lesie po kilkumiesięcznej suszy, radość ta przemieniła się wręcz w prawdziwą ekstazę, gdy ujrzała pędzących za kotkiem chłopców z zapalniczką w ręku. O tak! Tak! Chcieli podpalić ten lont, który wystawał nieśmiało, aczkolwiek obiecująco, z puszeczki przywiązanej do ogonka parszywego kotka! Już chciała zagrzmieć gromkim śmiechem, gdy wrzasnęła w duchu:

- „Ciszaaa! Opanuj się!”

Wysiłkiem nadludzkim odzyskała kontrolę nad sobą i w zadumie udała się z powrotem na plażę, na matę. Łyknęła trochę złocistego płynu, postawiła obok siebie, położyła się i w skupieniu ogromnym podjęła rozmyślania w związku z tym osobliwym wydarzeniem.

Pamięta, jak była małą dziewczynką szła z mamusią za rączkę nad jezioro. Na przeciwko pędził koń zaprzęgnięty w wóz. Nagle z za zakrętu wyłonił się samochód ciężarowy. Jego ogrom, prędkość z którą jechał, i wreszcie raptowność z jaką się pojawił sprawiły, że koń przestraszył się i wbiegł w popłochu do rowu. Widok był przejmujący. Właściciel konia wpadł w szał. Chwycił bat w ręce i zaczął zaciekle okładać z furią zwierzę, które całe zlane potem, zapewne z przerażenia, miotało się, rżało i kopało bezsilnie. Jaka była jej reakcja? Ona zaczęła się śmiać, głośno, coraz donośniej, coraz dłużej, zbyt długo... Wszyscy zaczęli ją uspokajać, mama, woźnica, nawet koń osłupiał. Wszystko na nic, ona nie mogła przestać. Wezwano lekarza, dał jej środek uspokajający. Przestała się śmiać, wyciszyła się. Doktor powiedział, że to była histeryczna reakcja na silny stres, i że oczywiście powinna unikać tak mocnych wrażeń. Usiadła ponownie na macie i zanurzyła się w pięknym widoku, oddała mu się całkowicie, chciała natychmiast odciąć się od mrocznych obrazów przeszłości.

W tym momencie wzrok jej spoczął na mężczyźnie, który stał nie opodal niej. Nie wydawał się jej obcy. Szybko skojarzyła skąd i dlaczego go pamięta. Widziała go tu wczoraj, o zachodzie słońca, gdy spacerowała ze swoim narzeczonym wzdłuż plaży. Zapamiętała go, z powodu sposobu w jaki na nią spojrzał. Wtedy myślała, że miała ogromne szczęście, że przyłapała go na takim właśnie spojrzeniu. To było niezwykłe spojrzenie, spojrzenie każdego z nas, gdy jesteśmy sami, kiedy nikt nas nie obserwuje, nie kontroluje, nie oczekuje wyjaśnień. Wtedy puszczają wszelkie hamulce, znikają granice, kruszeją wszystkie mury, którymi się otaczamy w towarzystwie innych. Nasz wzrok jest wtedy zupełnie bezbronny, pełen światła. Patrząc mu w oczy w tej chwili, uświadamia sobie, że wcale go na niczym nie przyłapała, on po prostu zawsze w ten sposób patrzy na ludzi, na świat, na życie w ogóle.

Podszedł do niej, usiadł tuż koło niej w zupełnym milczeniu, na kamieniach. Mając go tuż obok, nie dostrzega zupełnie koloru oczu, włosów, nawet kształtu sylwetki mężczyzny, rejestruje tylko biały kolor jego ubioru i ten kojący spokój, wewnętrzną ciszę, to delikatne lecz namacalne wręcz światło bijące od niego. Zupełnie nie dziwi się jego przybyciem, tym, że podszedł do niej, usiadł przy niej i teraz w milczeniu patrzy się na nią. Wręcz przeciwnie, odczuwa cichą radość, że wreszcie on tu jest, u jej boku, tak jakby czekała na ten właśnie moment całe swoje życie. On zdawał się chwytać w lot jej odczucia, ponieważ zaczął uśmiechać się do niej leciutko, zachęcony jej reakcją, z pewną ulgą i nadzieją.

- Kim jesteś?

Zapytała łagodnie, bez zbytniego zniecierpliwienia, bez natarczywej ciekawości- tak jakby doskonale wiedziała kim on jest. On ponownie wyczuł ten fakt i nie mógł wyjść z podziwu, jak niezwykłą kobietę spotkał! Powoli też umacniał się w przekonaniu o słuszności swojej decyzji. Teraz wiedział z całą pewnością, że nic ją nie jest w stanie wprawić w zdumienie, że nie zakpi z niego i nie zakwestionuje tego, co ma jej do powiedzenia. Czuł, że nie ma potrzeby niczego ukrywać, udawać, pomijać, czy chociażby dozować informacji. Ona zrozumie od razu, może być wobec niej szczery i bezpośredni. Tak bardzo raduje się już w duchu na perspektywę opowiedzenia jej o sobie, tak bardzo pragnie podzielić się z nią wszystkim, co jest jego udziałem- nawet jeśli miałoby to być ich pierwsze i ostatnie spotkanie.

-         Jestem tak naprawdę normalnym człowiekiem.

Ledwie to wypowiedział, już zdał sobie sprawę, jak zabrzmiały jego słowa. Tłumaczy jej coś co n o r m a l n i e jest oczywiste, tym samym dając do zrozumienia, że wcale nie jest taki „zwyczajny”. Natychmiast pośpieszył z wyjaśnieniem.

-  Posiadam jedynie nieprzeciętne atrybuty duchowe, które pozwalają mi pełnić pewną ważną misję. Celem tej misji jest utrzymywanie równowagi na świecie. Nie pełnię jej sam, jestem jednym z kilku elementów, które razem tworzą wielką siłę dobra stanowiącą przeciwwagę zła.

Uff, powiedział to- powoli, spokojnie, wyraźnie- spostrzegając ze zdziwieniem, że nie było to jednak aż tak łatwe, jak początkowo zakładał. Kobieta nie rozczarowała go jednak ani odrobinę. Słuchała z pełną powagą, z rosnącym zainteresowaniem, lecz ku jego ogromnej radości, nie była szczególnie zaskoczona jego słowami. Mógł swobodnie mówić dalej.

- Nasza misja nie polega na konkretnych czynach, zadaniach do wypełnienia. Sama nasza obecność wystarcza, aby ludzie czuli dobro, rozumieli jego znaczenie, sens, wartość. Teraz jednak znalazłem się w takim momencie w życiu, kiedy pragnę zrzec się tej funkcji. Tak jak już wspomniałem, jestem normalnym człowiekiem, posiadam więc wolną wolę. Mogę zrzec się tej funkcji w dowolnej chwili i przekazać ją odpowiedniej osobie. Muszę przyznać, że rzeczywiście rzadko się dzieje, żeby ktoś rezygnował z niej, lecz nie jestem ewenementem. Na szczęście znalazłem już osobę, która idealnie się do tego nadaje.

- To ja?

Zapytała figlarnie z delikatnie przekornym uśmiechem. Ten uśmiech. Porywał go i pętał. Stał się niewolnikiem tego uśmiechu.  Poczuł rozkosz na myśl o tym niewolnictwie, jak i potężny strach przed utratą tego stanu. Ocknął się. Odpowiedź na jej pytanie była oczywista. Zarówno on jak i ona doskonale o tym wiedzieli.

- Nie, nie... to musi być dziecko, a poza tym ty jesteś zbyt...chropowata, szorstka. Jak prawie wszyscy ludzie, ty po prostu masz tę ciemną stronę, która zresztą trochę mnie niepokoi, lecz również intryguje i pociąga, przyznaję. No właśnie. Przyznaję otwarcie, że ...um...hm... Każdy z elementów dobra ma określony obszar oddziaływania i władzy. Przybywając tu  wkroczyłaś na mój teren, poznałem cię i ...przepadłem. Tak, dobrze słyszałaś, nie mylisz się: kocham cię.

Wreszcie zdobył się na odwagę. Jego naturalna powściągliwość przeistoczyła się w żar. Momentalnie dostał wypieków na twarzy, oczy mu pociemniały i nabrały tego szczególnego blasku, tak charakterystycznego dla zakochanych. Każdy jego mięsień napiął się jak struna. Jego wygląd w tym momencie do złudzenia przypominał dwuletniego chłopczyka opanowanego wariacką determinacją złapania motylka, nawet gdyby miało się to wiązać z wyskoczeniem  z balkonu, byleby go tylko schwytać i mieć dla siebie, tylko dla siebie. Wpatrując się w nią w sposób wręcz maniakalny mówił dalej, jak w transie, tracąc zupełnie kontrolę nad tym co mówi.

-         Nie mogę już pełnić swojej misji, nie myślę o misji, nie myślę o świecie, o ludziach, myślę tylko o tobie. Stale, ciągle, zawsze, wszędzie. Wiem, że masz już kogoś. Wiem, że jest ci drogi, bliski. Trzymam się jednak kurczowo nadziei, łudzę się, że poczułaś dokładnie to, co ja czuję do ciebie, i że podobnie jak ja, jesteś w stanie porzucić wszystko i być ze mną. Wiem, że jesteś silna, odważna, że lubisz nowe wyzwania, więc stać cię na ten krok! Wiem, wiem, wszystko dzieje się tak szybko, może zbyt szybko. Może powinienem poczekać trochę, może powinniśmy spotkać się jeszcze parę razy, porozmawiać, pobyć ze sobą zanim podejmiesz tak ważną decyzję w swoim życiu. Ostatecznie ja znam ciebie bardzo dobrze, lecz ty właściwie zupełnie mnie...

Położyła mu delikatnie dłoń na ustach aby przerwać mu ten żarliwy słowotok. Jej dotyk wywołał wręcz fizyczny ból spowodowany jego tęsknotą, niespełnieniem.

Minęło parę dobrych minut, w których stoczyła w duchu prawdziwą bitwę. Niby sytuacja jawiła się jako dziecinnie prosta. Wystarczyło powiedzieć: tak zgadzam się być z tobą i ...byłaby górą! Osiągnęłaby sukces, o który walczyła całe swoje nędzne życie! Lecz nie, ona  była zbyt zuchwała, żeby iść na łatwiznę, zbyt wiele było w niej zamiłowania do hazardu. Poza tym owładnęło nią silne poczucie... pogardy wobec  niego. Doskonale wiedziała, że balansuje na krawędzi, że ryzykuje dosłownie wszystko, że kładzie na szali całe swoje życie, odpowiadając mu wreszcie tak, jak odpowiedziała.

-         Nie, przykro mi, nie zostawię go. Nie mam zamiaru niczego próbować. Najzwyczajniej w świecie nie widzę takiej potrzeby! Ja go naprawdę kocham, nie zaryzykuję, bo mam zbyt wiele do stracenia. Wiem jednak, że dobrze robię. Na pewno jesteś cennym elementem dobra i twój wkład w utrzymanie równowagi na świecie jest niezmiernie ważny.

Przeraziła się tego, co zrobiła. Tak kategorycznie mu odmówiła, zbyt ostro. Mogła choć odrobinę stonować, cholera, przeszarżowała. Pomyślała o tej przepaści przed sobą. Żałowała, że nie ugryzła się w porę w język, lecz teraz już było za późno. Z niecierpliwością i budzącą się powolutku paniką czekała na jego reakcję. Jej zdenerwowanie zastanowiło go przez moment, lecz ten niepokój szybko został wyparty przez ogromne przygnębienie wywołane jej odmową. Ona odetchnęła z ulgą. Obiecała sobie jednak uroczyście: nigdy więcej ryzyka!

-         Nie, nie, nie musisz się martwić...-Powiedział cicho, zupełnie rozbity, roztargniony.- Moja rezygnacja nie naruszy harmonii na świecie, bowiem moja misja była wzorcowo prowadzona i zostanie prawidłowo przekazana następcy, a przyczyna rezygnacji jest dobra i piękna. No, tak. Brałem pod uwagę twoją odmowę. Bardzo cię cenię za tę decyzję, i tym bardziej cię kocham, jeśli to jest w ogóle możliwe. Nie, nie, nie mogę już pełnić swojej funkcji. Zrzekam się jej. Wiesz, że w momencie wypowiedzenia tych słów...

-         Wiem, wiem!!!

Wrzasnęła i parsknęła śmiechem, potężnym, przeraźliwie głośnym, zatrważającym. Nieliczni ludzie na plaży aż zamarli w bezruchu, w bladym strachu. Ona śmiała się dalej. Był to śmiech wolności, wyzwolenia od cierpień, więzienia, zwątpienia. Tarzała się ze śmiechu, parskała, syczała, płakała, ze śmiechu, z rozkoszy! W tej ekstazie ryczały wszystkie długie ciężkie lata przygotowań, badań, analizy, testów, treningów, wył cały stres całego jej życia, jak i tryumf wszystkich wysiłków i otwarte wrota na nowe możliwości zapoczątkowane przez to, co było jej udziałem. Roześmiała się jeszcze donośniej wspominając zajście z kotkiem, kiedy to pomyślała, że to już koniec, że oto poniosła klęskę tuż przed metą. Wytrzymała, zapanowała nad sytuacją i odniosła zwycięstwo! Spektakularne zwycięstwo! Im dłużej ona się śmiała tym bardziej ponurym stawał się żałosny kochanek. Światło, blask, moc, dobro, namiętność uciekały z niego jak wodór z przedziurawionego balonika.

- Nie, nie...

Mamrotał jak w gorączce.

- Tak, tak, TAK! To ja, koleżanka po fachu, ale z przeciwnej strony barykady!

 

 

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur