jesteśmy w tym samym pokoju
poruszasz się beztrosko
w nakruszonej ciszy
którą siedząc przy stole obrywam z czerstwego chleba
twoja złota głowa dotykana przez Słońce i Boga
jakby się śmiała ustami telewizora z wyłączoną fonią
tyle mówisz w ciszy, którą chronią
i którą patrzą na mnie kaktusy w żółtych doniczkach
gdy wychodzę z pokoju i wracam
pachniesz miętą jak geranium
aksamitnym policzkiem przylepione do okna klatki schodowej
piętro niżej
które podlewają sąsiadki z dołu
kiedy przychodzę do dziennego pokoju, twoja głowa
katurlana przez Słońce i Boga
wybiega mi naprzeciw
i witasz mnie ciszą, którą otwieram
zamykając za sobą drzwi
tyle mówisz
w wonnym śmiechu maciejek
pozują wzruszenia
zniekształcone artretyzmem wieczornych wojaży
nie lubię tych wzruszeń
kąsają jadowitą słodkością pustki
poruszasz się dostojnie w ciszy nocnego pokoju
twoja czarna twarz mówi do mnie
jak wygaszony ekran telewizora
martwymi słowami
boję się tych naszych spotkań
tych naszych bezdomnych rozmów
twoich nowych pozaziemskich znajomości
|