rozorane do mięsa niebo
pelikany krwi płyną majestatycznym kluczem
przez ocean indygo
w głębokich nacięciach trzepoczą skrzydłami ryby ciśnienia
faluje ciężko przydepnięta chmurą pierś
odkrztusza smugami gęstej akwareli
resztki życia
śmierć ma kolor odcieni różu
brudnej koronki na gorsecie panny młodej
tego wszystkiego, co można wycisnąć z tęczy
zawiniętej na łodydze róży
słońce jest oprawcą nieba
umieranie
bezzapachowa intensywność
w polu widzenia
uroczysty cały świat
ukucnął pod spodem
wszystko staje się osobiste
nawet wierzchołki drzew wyciągają ręce namaszczone liśćmi
ziarna chrzęszczą – w strugach deszczu – jest życie
odpada
wpada
pazurom drzew
pomiędzy i naprzeciw
ołówkom źrenic
fiszbinom ulic
|