układam z miękkich słów
tamtą twarz
siedzę na łóżku w rozbabranej pościeli
dopominam się o jeszcze jeden
ostatni wiersz
w zarośla kołdry
zanurzam się
wśród krzaczastych słów przeciskam
w poszukiwaniu pięknych owoców
rozgrzebuję biały jak wapno
pokrowiec ziemi
w którym jestem uwięziona
brnę po śladach
które nie wiedząc sama zostawiam
w labiryncie chłodnej szpitalnej bieli
pojawiają się owoce jak okruchy czerwonych jagód
które zbieram w spragnione dłonie
nie wiedząc że to moja krew
to jest Sycylia na metalowych nogach – płetwach
rozgrzana wyspa łóżka
nurkuję w piaszczystą gąbkę materaca
chcę znaleźć
tamtą twarz
coś szarpie mnie
wyszarpuje z odmętów pościeli
jeszcze chwytam się miękkich słów
zbyt miękkich
jeszcze chcę przylepić się
spróbować dokończyć twarz
ale coś wyrywa mnie jak kałamarnicę
z pajęczyny morza
trzeba zmienić słońce w przezroczystej torebce zwisającej nisko
nad wyspą łóżka
jak obrany kokos na palmie
którego blady sok opłukał już wszystkie żyły
|