ulica mutantów
mijam ludzi w psiej sierści
sama mam czujny wilgotny nos…
mijam ćmy o ludzkich łopatkach
mijam motyle – w jednodniowym uniesieniu
pająka, który skrada się miękko
drżę
na samą myśl o jego dotyku…
pięknego jak króla
zwierząt
też mijam
w ułamku sekundy zaczynam bać się
że widać przeze mnie mięso
mojej duszy
bezbronność
szarych myszy pragnień
jego puszyste spojrzenie gładzi moją skórę
łapy wysuwają się
cedząc kroki
i pazury
jak wściekle gwałtowne sylaby
bronię się
trzepocząc słodkimi uszami królika
szukam swojej klatki
szukam znienawidzonych prętów
w nich jest bezpieczniej…
i udaję
że cieszy mnie ogłupiający kołowrotek
że dobrze mi
w suchych trocinach
|