w posępnym zamyśleniu zimy
ziemia, której krwi
krążenie odpłynęło
z zakutych w kajdany mrozu nadgarstków
na skostniałych wargach
mieni się sopel szeptu
śniegowy opłatek umierającej nadziei
zziębnięte drzewa przyglądają się
odmierzają czas
życiu, które mija
ich szczupłe, ciemne sylwetki
patrzą smutkiem
milczą smutkiem
skupione w ponurym tańcu śmierci
jak chochoły Wyspiańskiego
spuszczają głowy w pokorze pokuty
nękane pamięcią śpiewów
i strojnych przyjęć młodości
umierają z tęsknoty
niemocy
ze skrępowanymi ramionami i gardłami
maszerują w miejscu
jeden za drugim, w kółko
zjawy czarne
zakapturzone
bez twarzy
straszą ludzi w oknach
wyłoniły się z zakamarków
alejek
wyszły na podwórza, pola
odprowadzane przez
rysujące szkliwo pejzażu
drzazgi wron
płaczki wydające spod żałobnych skrzydeł woalu
monotonny jęk
|