zgaszę wieczorną świecę
płomyk jak złocisty warkoczyk obcinam
jeszcze tańczy
brudne dziecko ulicy
jeszcze przytula się do powietrza
nurkuje w niewidzialnym tłumie
wypatruje dłoni
nogawki spodni
punktu zaczepienia
coraz wolniej
coraz smutniej
bez nadziei
umiera
patrząc na mnie tymi wielkimi szarymi oczami
dziecka
|