ta ziemia patrzy
tysiącami otwartych oczu
sczytuje prawdę
z linii papilarnych moich stóp
i gestów
o mnie prawdę
ta ziemia wie co ja czuję
ta ziemia DOTYKA mnie
tysiącami wyciągniętych dłoni
oplata moje kostki
pragnie mnie
ta ziemia
rozkrwawiona w samotności
potrzebuje MNIE, nie moich kwiatów
ta ziemia oddycha
tysiącami niespokojnych płuc
krzyczy
szarpana za resztki człowieczeństwa
[ błaga o ciepło myśli
kiedy wychodzę poza bramę cmentarza
słyszę
jej rozpacz
jej tętno rwące się z arterii labiryntów
stado dusz naprężających szyje w dzikim biegu
jak wyścigowe konie
rozbijające łby o niespodziewany mur
kiedy jestem w domu
ukryta
deszcz spłukuje moje szyby
to wiem, że ona tam jest
na skraju
miasta
za ogrodzeniem
ta ziemia
jak kobieta
deszcz spłukuje jej twarz
kamienną posadzkę niezliczonych samotności
które nie kończą się gdy jest
po wszystkim
a rozkwitają
miękkie jej żyły wybrzuszają drzewa
z którymi nie jest w stanie walczyć
wspomnienia jak wielkie błyszczące owady
przeszłości
żalu
tęsknoty
wgryzają się w każdy zakamarek wnętrza
i wybiegają nie zlęknione egzotyką gwiazd,
skutecznością słońca
i ludzkich podeszew
ona tam jest
w zimnych dłoniach trzyma krzyże
garściami rwie je z głowy
jak włosy
jutro przyjdę do niej
w jej wilgotnych od deszczu – płaczu
oczach
ugrzęznę na bardzo długą modlitwę
|