za oknem świt przymierza buty dnia za duże, ale wkłada, sznuruje i idzie przed siebie, powolnym, niezdarnym krokiem jak chłopiec, który nie lubi szkoły [dzieciak ze złotymi włosami] a ojciec ciągnie za rękę i trąca po uszach, które puchną fioletową czerwienią potyka się, taki niezdarny, zaspany dziurawi podkolanówki w kolorze mgły krwią
gdy zacznie ciemnieć, buty przestaną klapać, nie będzie ojca, który prowadzi dzieciak stanie się mężczyzną z szarzejącym włosem
przed nocą wróci, jako starzec ze zdeformowanymi stopami w ciasnych butach i z krwawiącym sercem
wróci tam skąd przyszedł
|