i choć falami
wiję się i krzyczę
i widziane jestem
wyraźnie
i słyszane
to nikt mnie nie rozumie
zbieram widok ludzi po drodze
ich bielizny
i wad
oni we mnie tylko siłę widzą
żywioł
przestrzeń idealną
nieujarzmioną
symfonię życia i śmierci
karuzelę namiętności
i spokoju
na której słońce, gwiazdy tylko jak
kolorowe plastikowe zabawki
bezbronnie drżą
zanurzają we mnie czasem
nogi i ręce
po łokcie
a potem wracają skąd przyszli
i tylko patrzą się
a ja wariuję
ubzdurali sobie, że mam wolność
na własność
podchodzą bliżej, żeby przyjrzeć się jej
przekonać jak to jest mieć wszystko
zakładam dla nich bursztynowe naszyjniki
nie są ślepi, zauważają
zabierają przekonani, że
nic więcej mi nie trzeba
wyciągają ze mnie najładniejsze muszle
najtłustsze i najpożywniejsze ryby
zabijają moje rekiny
nawet wieloryby gubią się w ich portach
zaplątują w ich łaskę
ale oni ciągle uważają, że to ja mam władzę
nieograniczoność
że to ja przetrwam
twierdzą, że we mnie jest życie
kiedy to oni budują domy
a ja tylko mogę je zabierać i oddawać
|