wybiegła na ulice
oblepiona mokrą sukienką
bólu
deszcz szlifuje jej posągowe ciało
całuje obrzmiałe piersi
rozkołysane biodra
i mięśnie ud
walczą z nim
i suknią ujarzmiającą ruch
mimo to idzie przed siebie
jakby była silna
biała lisica, która zdobyła się
na opuszczenie mrocznej nory klatki
schodowej
wyprostowała się
obnażyła
tragiczna bogini
rozpostarła ciężkie skrzydła
jakby anioł szykujący się do lotu
walczył jeszcze z ludzkimi przeciwnościami
szła, biegła
dzielnie
ciągnąc za sobą marmurowe pióra
jej determinacja zaskoczyła nas wszystkich
idealne
czyste piękno
zbrukane
okaleczone piękno
zniszczone i niezniszczalne
jej ręce połamane
młócą powietrze
krzyk uwięziony w kamieniu
klatki piersiowej
rozpacz i duma
pożądanie życia
kto ją zobaczył
zapamiętał oblicze zwycięstwa
choć nie zapamiętał twarzy
|