Wenecja, moja ukochana Wenecja znalazła mnie tej zimy w budynku nr 23 B na jednej z ruchliwych wrocławskich ulic Nie widziałyśmy się 5 lat z hakiem Tęskniłam, bez nadziei na spotkanie A ona, kochana ona, zebrała wszystkie swoje wody i wyruszyła do mnie Przyszła nad ranem, wraz z odwilżą zmęczona po całonocnej eskapadzie przez mroźne polskie drogi, położyła się pod blokiem na martwej trawie pod oknami, balkonami rozłożyła przemoczone bagaże Zapukała cicho, kroplą, która otarła się o parapet Szepnęła moje imię, resztkami słońca w oddechu stopiła chłodny płaszcz mojego okna i sople broniące do niego dostępu Była taka jak zawsze kochana i jakaś zmieniona Przybyła z innej strony, od wschodu jakby zbłądziła, albo porwana przez obce wiatry musiała okrążyć świat Wychodzący z bramy ludzie przeklinali ją brodząc po kostki w wodzie, opluwali jej podbite mrozem łzawiące oczy To była ona, choć smutna i zziębnięta kochana Wenecja umierała tej zimy przez kilka dni pod moim oknem
|