przywitali wszyscy koniec
zarzucili czerwoną serpentynę na szyję
wynajętego klauna
poklepali się po ramionach, uścisnęli sobie ręce
z wypiekami na twarzach wznieśli toast za niedokończone
rozmowy o miłości
niezawiązane przyjaźnie, gesty
uwięzione w kieszeniach
za barierką palców powstrzymany dotyk
zebrali się tutaj żeby przekrzyczeć
wszystkie ludzkie sprawy
przyprowadzili fachowca z twarzą na sprzedaż
który podskakuje na zawołanie
zamówili tort i ciasta
będą jeść i pić bez umiaru
trzepotać rzęsami
i udawać, że nie widzą
łopatek drżących po indywidualnych amputacjach
skrzydeł
ukrytych w błyszczących bluzkach szczerzących cekinowe zęby
w odrażającym uśmiechu
będą udawać że niczego o sobie nie wiedzą
że nikt za plecami, po drugiej stronie
pełnego brzucha nie nosi piekła
upokorzą niebo
o północy je spalą
ogniem który przynieśli ze sobą w reklamówkach
będą się śmiać i biegać w papierowych czapeczkach
a na ich policzki i pod stopy opadnie
miękko ciemny puch zwęglonej sierści i gwiezdny popiół
przez chwilę będą władcami
ich berłem petarda
ilu od własnego berła straci oko, dłoń
twarz
zaufanie do bycia
władcą
|