widzę starość białą mewę na wąskim pasku krawężnika przycupnęła tu, w środku miasta jest taka cicha zagubiona
podchodzę do niej, leć - mówię - leć, na wybrzeże tam lecą wszystkie, żeby umrzeć i już nie wiadomo, które to jeszcze mewy, które białe anioły, a które duchy
pochylam się, podaję jej rękę [jej palce - jak zęby wgryzają się w nią] i przeprowadzam na drugą stronę [przeprowadzam - ją - w mojej ręce]
tak cicho, tak lekko nie opiera się, jakby już była duchem
|