Gdzie drzewa stojące i wiatr śpiewający, w alejce szczęśliwych mych lat.
Tam drzewa wysokie, konwalie z obłokiem. W pamięci pozostał ich ślad.
.
Od kiedy pamiętam, zawsze chciałam opowiedzieć o tym, jak las, który stał się moim drugim domem, zachwycił mnie cudnym śpiewem, wiatru w gałęziach drzew. Stał się dla mnie filharmonią dźwięków, galerią obrazów, teatrem i sceną do deklamowania wierszy. Wszystko to, co widziałam, było dla mnie poezją. Kochałam ciszę, zapach każdej pory roku, którą sama odkrywałam i byłam tym odkryciem zdziwiona jak dziecko. A wiatr i deszcz byli moimi leśnymi braćmi.
MOJE PIERWSZE ODKRYCIE
Zawsze kochałam drzewa. Obserwowałam je przez całe lata, spacerując alejami pełnymi zapachu liści. Jedne miały korę szorstką, inne delikatną jak skóra dziewczyny.
Drzewa podobne są do ludzi. Najbardziej lubiłam te, które pochylały się do siebie koronami, jak by chciały się objąć. Czasami wydawało mi się, że słyszę szelest gałęzi, jak cichą rozmowę kochanków. Widywałam też drzewa przygarbione, samotne, stare, młode, splecione korzeniami, jak nowo poślubieni narzeczeni. Małe drzewka, przy dużych drzewach przypominały mi rodzinny dom, tuż przy lesie. Kiedy zanosiło się na burze, wiatr targał gałęziami, drzewa wydawały piskliwe odgłosy, jakby bały się o swoje konary. Najpiękniej w lesie było jesienią. Wtedy stroiły się na moje przyjście. Wkładały barwne szaty i szumiały głosem zadowolonej ciszy. Chodziłam oczarowana pięknem lasu, a on piękniał pod moim spojrzeniem. Nieraz obejmowałam samotne drzewo, chcąc poczuć zapach żywicy i jego aksamitną korę. Do tej pory, kiedy widzę drzewo, nie mogę przejść obok niego obojętnie. Czuję jego obecność, nawet za plecami. Przemawia do mnie kształtem, rozmiarem, barwą i zapachem. Jakąś niewyjaśnioną siłą , której nigdy nie umiałam nazwać. Wiem, kiedy umierają stojąc.
MOJE DRUGIE ODKRYCIE
Podszycie leśne, trawy, wilgotne czy suche, były dla mnie kolorowymi dywanami, po którym przechadzałam się z dużą przyjemnością. Kiedy przystawałam na chwilę, miałam wrażenie, że staje się drzewem, zjednoczonym z ziemią .Zastanawiałam się nad tym, czy dla nisko rosnących roślin i różnego rodzaju robactwa, jestem nie odgadnionym olbrzymem. Mogłam decydować o ich życiu, lub śmierci. Po podszyciu leśnym, wędrowały zapracowane mrówki, nie wiedząc nawet o tym, że za chwilę, mogę je przenieść do krainy wiecznego niebyt. Uświadamiając sobie tę prawidłowość, uważniej chodziłam po wąskich alejkach, zapędzając się daleko w głąb lasu. Zadawałam sobie pytanie, czy wyższe formy życia od mojego, jeżeli istnieją, czują się również odpowiedzialne za mnie. Może dlatego kocham las, bo instynktownie szukam w nim boskiej dobroci. Piękno zawsze wydaje nam się dobrem. Kiedy byłam małą dziewczynką, wyczuwałam w otaczającej mnie przyrodzie, jakąś siłę sprawczą, która chroniła las, pulsem nie przerwanego życia. Jedne drzewa upadały, pod naporem wichru. Inne rosły na słabych pniach, aby stać się potężnymi dębami. Taka wieczna powtarzalność, to siła walki życia ze śmiercią. Dzisiaj, odtwarzam te obrazy w pamięci jak najpiękniejsze pocztówki. Zbieram na alejach złote liście. Noszę ze sobą schowane głęboko w kieszeni. To cząstki mojego życia, których nie zamieniła bym na inne. Ciepłe ogniki, rozgrzewające wyobraźnię i nadające życiu barwę.
MOJE TRZECIE ODKRYCIE
Urodziłam się w maju. Najpiękniejszym miesiącu w roku. Maj to miesiąc miłości. Kocham cały świat, kiedy tonie w powodzi kwiatów. Bzów, fiołków, żonkili, przebiśniegów i wielu innych kwiatów, których nie potrafię wyliczyć. Jako mała dziewczynka, a potem, coraz to większa, chłonęłam ten świat barw, zapachu i dźwięków, jak najpiękniejszą bajkę mojego dzieciństwa. I tak mi pozostało do dzisiaj. Czuję się ciągle młoda, bo wiem, że lasy wiecznie śpiewają.