Są takie miejsca, których nie ma na mapie. Dziwne, odległe, magiczne. Jakby na końcu świata.
Powracają w pamięci i tłuką milczeniem w moje otwarte, zwyczajne, okna.
Małą uliczką skąpaną w błocie,
gna ruda Julka zalana łzam,
a dalej drzemią liście jesienne,
między chatami.
na starej przyzbie kocur wygrzewa,
zbolałą łapę tuż przy kominie,
a liście lecą z wiatrem po drogach
nim jesień minie.
nim przyjdzie zima futrzana biała,
czajnik zagwiżdże i buchnie parą,
nic się nie zmieni te same domy,
z furtką prastarą.
tylko czasami oko wyczuwa,
jakąś tęsknotę w tych cichych drzewach,
drżące zrzucają ostatnie liście,
nim stana w śniegach.
wszystko dokoła jakby zasnęło,
wrony na drzewach obraz w pamięci,
te senne pola i małe domki,
na krzyżach święci.
stara kapliczka z światłem nadziei,
stoi przy drodze dla tych co w wierze,
tu moga wstapić by sie pomodlić,
samotnie szczeże.
nikt tu nie spyta czemu ktoś płacze,
nikt nie zapyta dlaczego nocą,
światło w kapliczce tak jasno świeci,
prawdziwą mocą.
tu wszystko drzemie zaklęte w czasie,
głusza dokoła czasem pies wyje,
wieśniak ubogi w starej kufajce,
znów żonę bije.
do kogo prośbę wzniosą w potrzebie?
czy w starej szopie ktoś jeszcze marzy?
w oknach pokutne gromnice stoją,
LUDZI BEZ TWARZY
|